Wszystko zaczeło sie rok temu kiedy to w czasie wakacji schudłam (bylam na 1000kcla) ok 7 kg, bylam z siebie zadowolona i cieszylam sie z efektow. Wiadomo - zaczełam sobie odpuszczac i powoli tyc. Nie było to jednak niebezpieczne bo przytyłam do przyzwoitej wagi w ktorej dobrze sie czułam i dobrze wygladalam (55kg).
Od jakiegos czasu (okres okolo 3 miesiecy) to dla mnie istny koszmar. Diety i załamania. Potrafie ulozyc sobie jadłospis, rozpisac go na 5 posiłkow, dostosowac go do moich potrzeb energetycznych (zazwyczaj ok. 1200-1300 => 110B/170W/30T) i cwiczen (3 razy w tygodniu aeroby po 40 min) po czym po okolo tygodniu dostaje totalnego amoku. Nie jestem w stanie myslec o niczym innym jak tylko o jedzeniu, wprost rzucam sie na lodowke i jem do oporu... do momentu kiedy zaczynam odczuwac bol.
Nie jest to spowodowane zla dieta, tym bardziej głodowka bo jem normalnie.
Moze to wina hormonow - nigdy nie miesiaczkowalam regularnie a od 2 miesiecy nie miesiaczkuje wogole (mimo iz przytylam w ciagu tych 2 miesiecy nastepne 3kg)!!
Zdesperowana zaczełam chwytac sie za rozne diety (13-stka) lub preparaty (Therma Pro) dzieki ktorym chcialam wrocic jakos na dobra droge. Wydawało mi sie ze to tylko kwestia silnej woli ale zaczynam sie zastanawiac czy przypadkiem nie sa to napady bulimiczne.
Caly czas mysle o jedzeniu, staram sie robic rozne rzeczy aby odwrocic uwage od tej jednej rzeczy ktora stala sie w moim zyciu najwazniejsza.
Potrafie przez cały dzien trzymac sie planu diety a nastepnego rzucic sie na zarcie od rana i ciagnac objadanie sie do pozniej nocy nie potrafiac zahanowac apetytu.
Mieszam zupelnie smaki (np. jem bulke z majonezen i dzemem popijajac smietana albo zagryzajac sledziem w oleju, jem czekolade z ogorkami kiszonymi itp) i temperatury.
Przez jakis czas udawalo mi sie jako tako trzymac sie ustalonego dzien wczesniej jadłospisu ale przez ostatnie dwa tygodnie nie jestem zupelnie w stanie sie opanowac. Jem, jem i jem,.... o kazdej porze dna i nocy.
Zawsze bylam pewna siebie, towarzyska i wesola ... od pewnego czasu wogole przestalam wychodzic ze znajomymi, stalam sie ponura, zamknieta w sobie, zakompleksiona, zupelnie stracilam wiare w siebie.
Pomozcie - co robic, jak sobie pomoc, co na to zarazdzic?
Wierze ze postaracie sie mi pomoc
Dziekuje
faber est quisque suae fortunae - każdy jest kowalem własnego losu