Chyba dobrze rozumiem, co MARCINSZ miał na myśli. Właśnie wczoraj byłam na pierwszym treningu kyokushin i powiem wam jedno - lekko nie było
Wydawało mi się, że mam całkiem niezłą kondycję, ale.... no cóż... już mi się nie wydaje
. Może dodatkowo dorzucił się tu fakt, że przed treningiem kyoka (2-godzinnym) miałam jeszcze godzinę swojego normalnego treningu z shotokanu, a mój sensei też lubi dać popalić.... nie wiem. W każdym razie jak zeszłam do szatni to ze zmęczenia nawet myśleć nie byłam w stanie. Tym niemniej podejście mam również pozytywne i dzisiaj, chociaż ledwo się ruszam po wczorajszym, idę na "powtórkę z rozrywki". Najwyżej mnie będą wynosić
ale nie odpuszczę. Kyokushin is the best, a życie jest piękne, chociaż męczące
Zamierzam pociągnąć równolegle
treningi w obu sekcjach i jak to przeżyję, to będę wiedziała, że jestem dobra (na razie miałam 2 x 1 godz shotokan, 3x 1 godz. bieganie, 1x 1godz. highlow; jak dorzucę nagle 3 x 2 godz kyokushina, to może być trochę dużo
; trzeba będzie pokombinować i pozmieniać trochę plan tygodnia, ale, jak mówią, do upartych świat należy). Pozdrawiam wszystkich kyokushinowców, shotokanowców i innych "waryjatów" z całej rodziny MA, którzy zamiast wygrzewać się w ten piękny wieczór na słoneczku, rozbudowując mięsień piwny w ogródku najbliższej knajpki, zasuwają wylewać hektolitry potu w swoim dojo (czy jak to się tam w innych stylach nazywa).
Bez wysiłku nie ma satysfakcji.