Siema.
Krótko i zwięźle opiszę sobotę i niedzielę.
SOBOTA
Całkowity chillout, ale dietka trzymana jak należy. Wczorajszy trzeci posiłek trochę odbiegł od "normy":
Pozwoliłem sobie na młode pyszne ziemniaki.
Do nich tradycyjnie pierś z kurczaka oraz gotowany kalafior.
Na wieczór planowałem aeroby... ale przyszła burza i tyle wyszło z moich planów. Jednak nie ma tego złego...
NIEDZIELA
Ostatni dzień spania do której chcę... dziś podniosłem dupę przed 12:00 i niestety musiałem streszczać się z posiłkami. Zamieniłem miejscami II i III posiłek, który dziś znowu był trochę niezgodny z dietą:
Koniec luzu. Teraz już jadę wg mojego redukcyjnego jadłospisu, bo jem jak chcę, a do tego się op*****lam i potem efekty będą żałosne. Dość!
Zgodnie z obietnicą, wrzucam obecny stan kreatyny i spalacza, których już niewiele pozostało. Czas otworzyć nowe puchy.
Spalacz. Zostało 6 kapsów. Chyba jutro zarzucę 2x3 i otworzę kolejne opakowanie.
Kreatyna. Myślę, że dwie porcje na jutro jeszcze z niej wykrzeszę.
Puchę
białka też już oporządziłem. Dziś otworzyłem drugą...
Sobotnie aeroby w postaci
11 min biegu (ta, odpuszczałem trochę przez pogodę i dopiero dziś wypadło 11 min...) zaliczyłem dziś, jakieś półtora godziny po trzecim posiłku. 30 min przed łyknąłem drugą porcję krety i 2 kapsy
RapidLean. Biegało się super, choć było jeszcze masakrycznie gorąco. Koszulka mokra, a ja padnięty (przez pogodę). Wypas.
***
Jutro szkołę odpuszczam, bo o 8:00 mam jazdę. Pójdę tylko na kawałek fizyki, bo dzisiaj wzbogaciłem swoją wiedzę z tego zakresu i będę próbował upolować 4 na koniec roku.
Zobaczymy. W sumie nie powinno być źle, heh.
Trening postaram się ustalić na jakąś wcześniejszą porę, bo zjem posiłki o 7:00, 10:00... i po powrocie, więc pewnie ok. 13:00. Pasowałaby mi 14-14:30 i pewnie się dogadam z moim partnerem treningowym.
Późno już, więc...
DOBRANOC!