Witam. Nieświadoma, ze to ta choroba – borykam się z nią od dzieciństwa. Oczywiście lekarze pierwszego kontaktu na moje objawy reagowali jednakowo : „oj, jakie brzydkie gardło, to stan zapalny” - antybiotyk i pod kołdrę, leki wykrztuśne itp. I tak się męczyłam do momentu, aż moja mama wpadła na pomysł, żeby pójść na prywatną wizytę do laryngologa. Ten po zbadaniu mnie stwierdził, że aby kaszel przeszedł wystarczy…. zakręcić kaloryfery i uchylić okno nawet jak będzie chłodno. Jeśli chodzi o gardło, to powiedział wtedy, że tak już mam i nie należy tego traktować jako objaw infekcji, a już na pewno nie można bombardować organizmu antybiotykami. Wtedy jego sposób pomógł od razu.
Natomiast dopiero jako nastolatka zaczęło mi to porządnie dokuczać. Objawy to np. natychmiastowe kichanie po obudzeniu się i wstaniu z łóżka, przy chodzeniu po kafelkach z bosymi stopami, po kąpaniu, przy wchodzeniu do zimnych pomieszczeń, albo przy wchodzeniu z zimnego do ciepłego, przy zmianie zapachu, jak jest gdzieś duszno itp. Było to bardzo uciążliwe, po serii kichnięć od razu następował wyciek wodnitej wydzieliny z nosa w dużej ilości, łzawienie oczu (makijaż trafia szlag), swędzenie i zatkanie nosa. Wyglądałam i czułam się okropnie. W szkole, w pracy z klientami… masakra. W końcu, przy którymś z rzędu „przeziębieniu” znowu do niego trafiłam. Nie sypiałam już od dłuższego czasu w nocy z powodu zatkanego nosa, męczyłam się okropnie, w dzień chodziłam jak zjawa, do niczego się nie nadawałam ze zmęczenia. Stwierdził, że mam naczynioworuchowy nieżyt nosa, ale wtedy jakoś mi ta nazwa umknęła i skupiłam się bardziej na tym, że skierował mnie na operację przegrody nosa. Zabieg wykonano. Ale laryngolog, która go wykonywała powiedziała, że został mi tam jeszcze w górnej części „szpikulec” z kości, którego nie potrafiła już usunąć nie otwierając nosa. Po zdjęciu opatrunków od razu poczułam się lepiej. Wspaniale spałam w nocy, mniej kichałam, nie łzawiły mi tak oczy (myślę, że zrobiła coś przy okazji ze śluzówką), a wydzielina, która mi się zbierała w nosie od razu zostawała przeze mnie wydmuchiwana i znów czułam się świetnie. Przez pewien czas było ekstra. Kichnięcie, przedmuchanie nosa i po problemie, przywykłam już do tego… ale bardzo często dochodziło u mnie do „przeziębień”… Zastanawiałam się, czym to może być spowodowane… przecież dbałam o siebie jak tylko można (nerki przykryte, na szyi szalik, czapka na głowę itp), a tu regularnie trzeba było lądować w wyrku. Ostatnia taka sytuacja, po nieudanym leczeniu lekarza ogólnego doprowadziła mnie znów do tego samego laryngologa, okazało się, że mam stan zapalny zatok. Bolały mnie niemiłosiernie oczy, miejsce nad nimi, tył głowy, towarzyszyła temu gęsta, ropna wydzielina z nosa, ból gardła itp. Myślałam, że się wykończę. Laryngolog ponownie powiedział, że jest to efekt NNN. Przepisał antybiotyki i inne leki, które w ciągu kilku dni mnie wyleczyły. Minęły dwa miesiące i znów wydawało mi się, że to katar. Boli mnie gardło, mam zatkany nos, wodnitą wydzielinę w ciągu dnia, a rano gęstą ropną, czasem z krwią. Zmartwiło mnie to, i tym razem postanowiłam od razu iść do laryngologa. I tak dochodzimy do końca mojej opowieści… okazało się, że całe moje nastoletnie życie w większości przypadków „przeziębień” wcale nimi nie było, ogromne kwoty wydawane na leki na nic… Lekarz wypytał mnie dokładnie o objawy. Ataki kichania, niskie ciśnienie, wygląd mojego gardła, wydzielina z nosa,swędzenie nosa,kaszel, wrażliwość na temperaturę, ... to wszystko wskazuje na NNN. Zapytałam, czy mogę tego jakoś uniknąć na przyszłość. Odpowiedział, że w pierwszej kolejności powinnam zdecydować się na operację przegrody, czyli usunięcie tej części, która została. W przypadku mojego schorzenia, o ile dobrze zrozumiałam, mogą występować alergiczne oraz niealergiczne nieżyty nosa. W tym okresie, kiedy różne rośliny pylą może występować naprzemiennie. Zaczyna się atakami kichania, następnie krzywa przegroda utrudnia wydostanie się śluzu, tam jest on w ciepłym, wilgotnym miejscu, gdzie z czasem może dojść do spowodowania innych objawów – bólu gardła itp. Jeżeli w odpowiednim momencie się tego nie wyłapie (tak jak poprzednim razem) już tylko o krok od zapalenia zatok. I tak w kółko. Teraz jeszcze zdążyłam… Spytałam go również, czy mogę to leczyć domowymi sposobami, kiedy już zaobserwuję, że znowu się zaczyna (a powiedział, że tak już będzie najprawdopodobniej zawsze) . Odpowiedział, że nie zna takiego sposobu. Jedyne, co na ta chwilę mogłabym zrobić to każdorazowo konsultacja z lekarzem i dobranie leków do etapu objawów, albo próbować samej wypracować sobie system i dawkować sobie w odpowiednim momencie leki bez recepty na alergię (nie wiem dokładnie, co by to mogło być). Być może komuś z was, opis moich objawów pomoże w ustaleniu, czy was to dotyczy, czy nie. Będę śledzić w miarę możliwości wpisy na forum i jak dowiem się czegoś więcej o sposobach leczenia itp. To dam znać. Pozdrawiam
