14 km rowerem, w tym wywrotka. Ja to mam ***** szczęście.
Jakieś dwa d****e, jeden holujący drugiego, stanęły tak, że pierwszy przed pasami, holowany za pasami, a przez pasy szła linka holownicza. Pasy dla pieszych, ale z wydzieloną częścią dla rowerów, bo w ciągu ścieżki rowerowej. Noc, ciemno, no i nie zauważyłam. Nie zawiązali nawet głupiej szmatki. Szczęście, że jechałam wolno... no bo pasy. Ale **** żeby którykolwiek **** wyszedl z samochodu i zapytał czy mi nie pomóc. A skąd, jak się tylko wyplątałam z tej linki holowniczej, szybko odjechali, żeby nie mieć kłopotów.
Dobra nie piszę więcej, bo mi się sama łacina ciśnie na usta.
W każdym razie lewe kolano puchnie i boli, prawa łydka to samo, do tego obie dłonie, bo amortyzowałam upadek. W każdym razie utykam na obie nogi
a czajnik podnosiłam przed chwilą obiema rękami
więc weekend na pewno beztreningowy, a potem zobaczymy co będzie. Siedzę obłożona mrożonkami
Aha, wpis o charakterze informacyjnym, nie żalącym, a dziennik wciąż zakładam że jak najbardziej konkursowy
więc proszę nie tulić i nie spamować
Wiem, że życzycie mi zdrowia
i dziękuję
Będzie dobrze, najważniejsze, że nic nie złamałam i nie przywaliłam głową w krawężnik