SFD.pl - Sportowe Forum Dyskusyjne

tommo666 / dziennik / bieg po zdrowie

temat działu:

Trening dla początkujących

słowa kluczowe: , , ,

Ilość wyświetleń tematu: 13779

Nowy temat Wyślij odpowiedź
...
Napisał(a)
Zgłoś naruszenie
Początkujący
Szacuny 5 Napisanych postów 1015 Na forum 15 lat Przeczytanych tematów 2585
Dzień odpoczynku, żeby mięśnie i szlaki metaboliczne miały szans wejść w superkompensację. Dziś tylko parę km delikatnego truchciku na 78% hrmax, zresztą zastanawiałem się czy w ogóle wychodzić biegać. Jak to na drugi dzień po ostrzejszym treningu, tu coś strzyka, tam boli, leń ogólny... no ale mus to mus. Wszedłem na trasę spodziewająć się fatalnej formy... *ding* You advanced from level 1 to level 2. Szybkość na tym tętnie wzrosła do 5'50'' / km. Yeah. Teraz tylko przesunąć próg mleczanowy i na olimpiadę :P A póki co pora zmusić organizm do złamania 1'15 na 500 metrów (w szczycie formy brakowało 15 sekund, ale wtedy w ogóle nie robiłem treningu szybkościowego, tylko bazę tlenową).

OK, pora na małe podsumowanie.

Waga - wzrosła do 70-71kg, przy okazji skoczyło też trochę body fat. Przestała się zmieniać, odkąd zmieniłem trening na bardziej biegowy i wywaliłem elementy budowy masy ciała.
Łydka - 34 z małym kawałkiem, rozmiar lekko tylko drgnął (zwłaszcza w porównaniu ze zmianą masy ciała), siła wzrosła nieproporcjonalnie, jestem w stanie 20 minut zasuwać na palcach w stylu sprinterskim, amortyzować śródstopiem mogę przez parę godzin.
Udo - 54,5, wyraźny skok rozmiaru, mniejszy siły. W zasadzie nie czuję tego przyrostu na czworogłowych.
Lewy bicek - 31 cm, przy okazji solidnie wzrosła wydajność przy podstawowych ćwiczeniach typu pompki czy podciąganie na drążku (przed rozpoczęciem ćwiczeń podciągałem się 4-5 razy, teraz 11-12). Bardzo jednak daleko do formu sprzed 2 lat.
Klaty nie umiem mierzyć :D ale siła skoczyła dość ładnie.
Talia bez zmian - pojawił się mały tłuszczyk, dość mocno zarysowały się mięśnie, ładnie podciągnęły flaki do góry, nie wiszą. To mnie najbardziej cieszy, wyjątkowo potrzebne w bieganiu mięśnie.
Szyja 39, ciekawe dlaczego skoczyła o ten cm...

Plan treningowy - dalej robić, co robię, czyli powolutku, spokojnie utrzymywać górę ciała w formie, nie martwiąc się brakiem przyrostów, w bieganiu dalej spokojnie, powoli przesuwać próg mleczanowy i łapać "rozbieganie", póki pogoda nie pozwoli na normalne treningi - bazę tlenową gdy zejdzie błoto ze ścieżek w lesie, sprinty i wbiegi pod górkę gdy powietrze pozwoli to robić bez ryzyka przeziębienia. Mocno popracować nad 4głowymi, mój najsłabszy punkt odkąd wzmocniłem łydki.

Dieta na dziś
4 banany, paczka oliwek z papryką (uwielbiam je, heh), miska soczewicy (a wiecie, że Spartanie odżywiali się głównie soczewicą?), jakieś 50 gram słonecznika, kawał chleba z olejem lnianym, woreczek 100 gram kaszy, puszka fasoli, oczywiście sok owocowy. Suma - nieco ponad 2500 kcal, kolejny powód dla którego przestałem nabierać masy (co jest mi bardzo na rękę). Jeszcze czeka mnie kilkaset kcal na kolację w formie bananów.

Nigdy nie myśl o drugim miejscu.
VEGE POWER!

...
Napisał(a)
Zgłoś naruszenie
Początkujący
Szacuny 5 Napisanych postów 1015 Na forum 15 lat Przeczytanych tematów 2585
Wczoraj wieczorem postanowiłem dużo, dużo dokładniej przyjrzeć się mojemu "fenomenowi" - bardzo dużej różnicy w szybkości przy małych różnicach w tętnie. Ciężko było wyszukać po odpowiednich słowach - kluczach w google, ale jakoś przypadkiem w końcu trafiłem. Co się okazuje - winnym jest najprawdopodobniej bardzo niski stan tzw "bazy tlenowej", czyli zdolności organizmu do korzystania z tłuszczu jako paliwa. Ciało poddane wysiłkowi po prostu wkopuje organizm na wyższe obroty, aby móc spokojnie spalać glikogen, nie przejmując się zapasami tłuszczu. To ma jedną zasadniczą wadę - w jakimkolwiek biegu dłuższym niż 3000 metrów jestem skazany na porażkę. No cóż, za spalanie tłuszczu odpowiada m.in. odpowiedni poziom hormonów tarczycy oraz ogólnie ilość tkanki tłuszczowej, a ja miałem z tarczycą kłopoty, będąc jednocześnie niemal całkowicie sadła pozbawiony. W sumie wydawało mi się, że biegając w zeszłym roku niemal wyłącznie na tętnie ~147 wyrobiłem odpowiednią bazę tlenową, myślałem że to się mierzy ilością kilometrów które można w ten sposób pokonać. Źle myślałem, wykładnikiem jest porównanie szybkości w I i II zakresie.

Na poprawę bazy tlenowej jest w zasadzie jedna rada - biegać (czy raczej czołgać się) przy tętnie pomiędzy 65% a 80% tętna maksymalnego (chociaż różne źródła różnie tu podają, wg niektórych już tętno 75% oznacza sporą dawkę przemian glikogenu nad szlakami lipolizy). Tak czy tak, dość drastyczna zmiana planu treningowego - wypadają z niego wszystkie biegi powyżej tętna 140, zostają ćwiczenia siłowe (w tym na nogi) i dłuuugie, powolne wybiegania z periodyzacją. Cholercia, miałem nie robić ich aż do późnej wiosny, obecnie w moich warunkach to raczej przypomina slalom pomiędzy psimi kupami niż ćwiczenie wytrzymałościowe, no ale jak mus to mus.

Odpływa też w siną dal sen o starcie w poznańskim biegu na 10km, budowa bazy trwa przynajmniej 6 tygodni, w praktyce około 10. Liczę, że w zeszłym roku już trochę w ten trening weszło.

Niewiele myśląc, założyłem buty i polazłem na trasę. Mam biec poooowooooliiiiiiii.... no ok, jak powoli to powoli, byle mnie starsze panie nie wyprzedzały. Okazało się, że nie jest tak źle - tętno po kilku kilometrach udało mi się ustabilizować pomiędzy 130 a 138, tempo wyszło gdzieś w okolicach 7-8 minut na kilometr, wg wzorów matematycznych które wymyślili bardzo mądrzy ludzie, powinienem samym takim upartym człapaniem zwiększyć szybkość na takim tętnie do 5'25 / km. Jednocześnie niejako z automatu powinienem być w stanie złamać 40 minut na 10 km, bez ani jednego ćwiczenia szybkościowego, jedynie nieznacznie przesuwając próg mleczanowy.

Zajęty takimi rozmyślaniami człapałem, człapałem... patrzę na pulsometr, cholera, już godzina tego człapania minęła, w ogóle zmęczenia nie czuję. Coś za lekki ten trening, w nogach nie czuć... doszedłem do domu, lekko wbiegłem sobie po schodach i... zmieniłem zdanie, trening dał w kość i to nieźle. Pierwszy raz w życiu rzygać mi się chciało ze zmęczenia. Uhh, niedobry znak... odpadają z dzisiejszego treningu ćwiczenia siłowe. Chociaż możliwe, że to ta słynna "grypa żołądkowa", która ponoć szaleje teraz w okolicach mojego miasta. Wczoraj współlokator wymiotował przez pół godziny. Na wszelki wypadek strzeliłem sobie puszkę odgazowanej coli - straszliwa trucizna dewastująca zdrowie, ale niezastąpiony w infekcjach układu pokarmowego. Cholerstwo po prostu truje wszystkie wirusy, grzyby, pierwotniaki i co tam jeszcze spotka na swej drodze.

Pytanie do "mundrych" - jak to jest z ćwiczeniami siłowymi na mięśnie zaangażowane w budowę bazy tlenowej? Kiedy należy je wykonywać, aby w jak najmniejszym stopniu przeszkadzały w doskonaleniu szlaków lipolizy? Po treningu, przed, w dzień kiedy się nie biega? Yo, już widzę te tłumy które znają odpowiedź na to pytanie :D

Nigdy nie myśl o drugim miejscu.
VEGE POWER!

...
Napisał(a)
Zgłoś naruszenie
Początkujący
Szacuny 5 Napisanych postów 1015 Na forum 15 lat Przeczytanych tematów 2585
Drugi dzień robienia "bazy tlenowej". Raptem 35 minut biegu, żeby organizm doszedł do siebie po wczorajszym przegięciu. Miłe zaskoczenie - biegało (czołgało) się przyjemnie, kilkadziesiąt sekund na km szybciej niż wczoraj. Łydki bez problemu wytrzymały zarówno wczorajsze szaleństwo, jak i dzisiejszą poprawkę - cały czas biegam lądując na śródstopiu.

Drugi trening tego dnia, siłówka - 2 serie po 100 przysiadów, siad wykroczny, skip A z założoną gumą gimnastyczną, dwugłowe uda, ABS - dziś luźno poszedł 3 stopień, drążek nachwytem, podchwytem, wiosłowanie hantlem jednorącz, wyciskanie zza głowy jednorącz, klasyczne pompowanie bicepsów, "ikar".

Dieta - jak do tej pory 2 banany, paczka oliwek (ostatnia, he), micha soczewicy rodem ze starożytnej Sparty, do filmu trochę słonecznika, odrobina paluszków, sok owocowy, makaron. Suma 2200-2400 kcal, malutko. No ale nic, jeszcze dogryzę coś przed snem, trochę pracy zostało.

Na wadze zaskoczenie - kolejny kilogram do przodu, mimo zmniejszenia ilości kalorii i obciążenia treningowego.

Nigdy nie myśl o drugim miejscu.
VEGE POWER!

...
Napisał(a)
Zgłoś naruszenie
Początkujący
Szacuny 5 Napisanych postów 1015 Na forum 15 lat Przeczytanych tematów 2585
Króciutko dzisiaj, bo nie ma o czym pisać. Wyszedłem na dłuższe rozbieganie przyklejony do tętna 135, rozruszać zakwasy i poszerzyć trening po wczorajszym krótkim, na 25 minucie zaczęło coraz wyraźniej boleć wiązadło w prawej pachwinie. Widać przegiąłem skipem z gumą gimnastyczną, ileś tam lat temu miałem te wiązadła bardzo mocno ponadrywane (ledwo chodziłem). Pozytyw - kolano nie boli.

Dieta - 2600 kcal, to co zwykle w sumie. Jeszcze potem dobiję paroma bananami.

Nigdy nie myśl o drugim miejscu.
VEGE POWER!

...
Napisał(a)
Zgłoś naruszenie
Początkujący
Szacuny 5 Napisanych postów 1015 Na forum 15 lat Przeczytanych tematów 2585
Jak zwykle, zamiast spokojnie ćwiczyć, zacząłem przekopywać bazy danych i doświadczeń medycznych - tych dotyczących treningu tlenowego. Zaskoczenie - każdy jeden eksperyment porównawczy, gdy jedną grupę poddawano treningowi na 70% wydolności organizmu, drugą typowemu treningowi sprinterskiemu - wykazywały albo identyczny wzrost wydolności tlenowej, albo wręcz większy wzrost w grupie trenującej beztlenowo.

Krótko mówiąc, ludzie którzy trenują sprint, mają większą wytrzymałość tlenową od ludzi trenujących pod maraton... Trochę wydaje mi się to nierealne, zresztą każdy kto zna się odrobinę na fizjologii zauważy, że coś tu jest nie tak, ale wyniki badań są jednoznaczne.

Co budzi mój największy niepokój - w miarę oczywiste jest, że trening sprinterski zwiększy możliwość spalania glikogenu, co siłą rzeczy zwiększy też możliwości tlenowe. Ale jak to wszystko się ma do spalania tłuszczu jako paliwa? Znowu ujmuąc to prostymi, zrozumiałymi dla każdego słowy - czy trenując sprintersko zawodnik będzie miał lepsze czasy na niskich zakresach tętna?

Bob Schul trenował w ten sposób, to było bardzo, bardzo dawno temu - trzymał 5 rekordów USA i jeden rekord świata w bieganiu. Wynik na 5 km - 13 minut 38 sekund. Fakt, że aktualny rekord świata na tym dystansie wynosi niemal równo minutę mniej, ale... Schul jest biały.

No nic, postanowiłem dać szansę temu "cudownemu" treningowi, zobaczymy co z niego wyjdzie. Będę próbował jechać na zmianę, jeden dzień - powolne dłuuugie wybieganie na niskim tętnie, jeden - sprinty. Miarą "sukcesu" będzie dla mnie wzrost tempa biegu na tętnie ~135. Obecnie szlaja się gdzieś w okolicach 6'40'' - 6'50'', co jest wynikiem po prostu tragicznym. Zbicie go w okolice 5'30'' będzie sygnałem, że mam mniej - więcej równomiernie rozłożone siły. Hmm, jest jeszcze jedno - mój niski cholesterol, a co za tym idzie niski poziom kwasów tłuszczowych we krwi. Efekt pewnie zajechanej wątroby i ostatniego przetrenowania, ale to może "sztucznie" obniżać mi wyniki w niskich zakresach tętna. No nic, zobaczymy.

Dzisiejszy trening - najpierw około 10 km powolnego czołgania się, potem 2 godzinki przy kompie studiowania zagadnień związanych z treningiem tlenowym, decyzja o dodaniu sprintów, wyjście na trasę, kilometr rozgrzewki, 4 razy po mniej więcej 30 sekund zasuwania pod małą górkę (ah, ta walka o utrzymanie równowagi na lodzie), jakieś 3 minut spokojnego truchtu naokoło, z powrotem na start (w sumie całość 500m). Pół kilometra cooldown.

W diecie nic niezwykłego, tyle że w kiełkownicy rzeżucha nie rośnie, w ziemi owszem. Za to mam piękne kiełki soczewicy, jutro już będą jadalne.

Nigdy nie myśl o drugim miejscu.
VEGE POWER!

...
Napisał(a)
Zgłoś naruszenie
Początkujący
Szacuny 5 Napisanych postów 1015 Na forum 15 lat Przeczytanych tematów 2585
15 minut "biegu" na tętnie 135 i prawy staw skokowy powiedział "staaaary, wyluzuj, zrób sobie dzień przerwy, latanie 10-15 km dziennie po 2 miesiącach przerwy to przesada". No to zrobię sobie przerwę. Kupiłem parę kilogramów śmieci w stylu popcorn, spróbuję z 5k kcal w siebie dziś wcisnąć. Może organizm ułoży z tego coś mądrego.

Dalej zastanawia mnie ta sprawa nienaturalnie wolnego tempa biegu na niskich zakresach tętna. Coś nie bardzo chce mi się wierzyć w tezę za którą murem stoi połowa trenerów, "organizm wskakuje na wyższe obroty żeby spalać glikogen zamiast tłuszczu". Nie chce mi się w to wierzyć z tego prostego powodu, że organizm spala tłuszcz i glikogen zawsze, w proporcjach uzależnionych od włożonego wysiłku i czasu jego trwania. Zwiększenie tempa biegu na niskich zakresach tętna po treningu na "spalanie tłuszczu" może brać się po prostu z tego, że zwiększa się zdolność organizmu do pompowania krwi / pożywienia do mięśnia, co nie ma nic wspólnego z lipolizą.

Co mnie w moim przypadku zastanawia - jestem w stanie iść w tempie 8 minut / km, tętno będzie wynosiło 100-105. Ale jeśli zacznę biec w tempie7 min / km, automatycznie skoczy do 137. Przyspieszenie o 1 minute / km kosztuje ponad 30 uderzeń serca. Z kolei przyspieszenie o kolejne 45 sekund (proporcjonalny wysiłek) to raptem 10 uderzeń. Tak więc nie chodzi tutaj o samą szybkość, ale o mechanikę poruszania. Gdybym po prostu zaczął jeszcze szybciej iść, zapewne tętno przy tempie marszu na 6 min / km miałbym o 20 uderzeń niższe, niż tempo biegu z tą samą szybkością.

Czym się różni marsz od biegu? U mnie przede wszystkim kontaktem stopy z podłożem. Przy marszu najpierw ląduje pięta, jestem wyprostowany. W biegu - jestem pochylony do przodu, uderzam śródstopiem, łydka działa jak sprężyna, wybija ciało, cały czas jest napięta do granic możliwości, nawet przy najniższym tempie (dlatego pewnie wysiadł mi staw skokowy). Dzięki temu mam zerowe problemy ze stawami kolanowymi, ale wszystko wskazuje na to, że tracę proporcjonalnie więcej energii przy niskich zakresach.

Nic to, jutro czy pojutrze spróbuję "pobiec" parę km na próbę waląc piętami o ziemię jak kaleka - czyli jak 95% biegaczy amatorów w naszym pięknym kraju. Możliwe, że tempa od razu zaczną "pasować" do kalkulatora.

Nigdy nie myśl o drugim miejscu.
VEGE POWER!

...
Napisał(a)
Zgłoś naruszenie
Początkujący
Szacuny 5 Napisanych postów 1015 Na forum 15 lat Przeczytanych tematów 2585
Stopa dalej lekko pobolewa. Jednak te dodatkowe kilogramy dały się we znaki, pamiętam w zeszłym roku po ostrych treningach miałem bóle dokładnie w tym samym miejscu. Staram się już nie siadać na niej i stopniowo rozciągać. No nic, przymusowa parodniowa przerwa w bieganiu. Poświęcę na rozciąganie i wzmacnianie kluczowych mięśni w kluczowych zakresach.





Nie mogę na necie znaleźć solidnego opracowania, które mięśnie wykonują największą pracę w czasie biegu. Każdy trener ma swoje własne teorie, żaden nie poparł swoich słów solidnymi badaniami (zdaje się. że starczy podpiąć zawodnikom elektrody). Najpopularniejsza teza to ta, która wskazuje na mięśnie czworogłowe uda - i faktycznie, ruch do przodu następuje nie tyle po odepchnięciu się przesuwaniem nogi w tył, ale raczej po wybiciu z lekko zgiętego kolana. Pewnie połowa polskich trenerów uzna to za herezję, ale oni uznają za herezję lądowanie na śródstopiu (właśnie w taki sposób, jak ten pan na filmiku - koleś niedawno przesunął granicę ludzkich możliwości w maratonie). Czasem zastanawiam się, co jest przyczyną tak drastycznego spadku wyników polskich zawodników w ostatnich latach? Zmiana nawyków żywieniowych? Kontrole antydopingowe? A może fakt, że kiedyś trenowało się bez trenerów - specjalistów od poprawiania tego, co działa?

Wczoraj tylko 2 km bardzo powolnego truchtu, głównie aby sprawdzić styl "lądowania na pięcie" - kurcze, po paru latach biegania na bosaka taka technika biegu jest po prostu niewykonalna, czułem się jak upośledzony :D Dziś kilometr szybszym tempem, żeby przewentylować organizm i przygotować do faktycznego treningu. Mam nadzieję, że takie krótkie biegi pomagają stopie we właściwej regeneracji, zamiast opóźniać.

Trening - 2x100 przysiadów (muszę zwiększyć obciążenie i ilość powtórzeń, za to mocno skrócić zakres ruchu), siad wykroczny po 10 powtórzeń na nogę, ABS 3 stopień - już niemal bez wysiłku, drążek 2 serie nachwytem 2 podchwytem, rozpiętki, triceps, biceps, przedramiona.

Dieta na dziś - nic ciekawego, 2 razy soczewica (na śniadanie i na obiad), 4 banany, paluszki (hehe), soki owocowe, słonecznik do filmu, jakieś sałatki i warzywa bez wartości kalorycznej. Suma - niecałe 3000 kcal. Pora zatrzymać przyrost masy.

Nigdy nie myśl o drugim miejscu.
VEGE POWER!

...
Napisał(a)
Zgłoś naruszenie
Początkujący
Szacuny 5 Napisanych postów 1015 Na forum 15 lat Przeczytanych tematów 2585
Odebrałem wyniki witaminy D, bardzo ciekawe. O witaminie i skutkach jej niedoboru można poczytać tutaj:

http://vegie.pl/topics80/2204.htm

W praktyce niski poziom tej witaminy we krwi jest mniej więcej tak szkodliwy, jak palenie paczki papierosów dziennie, może nawet bardziej. U mnie jest tragicznie niski, 8,1 ng/ml, przy normie 30-60. A w te wakacje słońca nie unikałem, nawet spiekłem się parę razy, biegałem bez koszulki, suplementów witaminy D też łyknąłem sporo - m.in. parę tygodni przed badaniem kilkutygodniowa terapia w czasie której poszło 100 000 jednostek, przy zalecanej dawce 200-400 na dobę. Działała, wchłaniała się - czułem to dość wyraźnie. Czyli prawdę pisali, że normy są zaniżone, dawkami suplementów zalecanymi przez lekarzy można sobie rzyć podetrzeć. Prawdą jest chyba również stwierdzenie, że tragicznie niski poziom witaminy D ma ponad 90% społeczeństwa w naszym kraju (te 10% to szczęśliwi bywalcy solariów). Zastanawiające jest, czemu normy w Polsce wynoszą 11-53, podczas gdy w każdym innym kraju na świecie norma oscyluje w granicach 30-65. Przecież przy 11 ng/ml człowiek to niemal zombie, ciągle musi chodzić do lekarza i wydawać kasę na różne leki łagodzące objawy niedoboru. Hmm, a może o to właśnie chodzi...?

Ciekawe, jaki poziom witaminy miałem przed rozpoczęciem tej ostatniej suplementacji gigadawkami. No i od razu nasuwa się parę pytań.

- w jakim stanie są teraz moje kości? Szczególnie gdy przybrałem 10 kg? Być może te drobne kontuzje (i tak dziwne, że jest ich tak mało przy moich przeciążeniach) biorą się właśnie z niedoboru?
- ile moich problemów ze zdrowiem było wywołanych zwykłym brakiem słońca? I ile kasy bym zaoszczędził, gdybym zamiast biegać po lekarzach gdy zachorowałem, po prostu zaufał panu internetowi i "szamanom" od medycyny naturalnej, którzy jak jeden mąż zalecają suplementację?
- najciekawsza rzecz, czy uzupełnienie poziomu tej witaminki wpłynie na wyniki biegów? A konkretnie, czy zmniejszy się ta czarna dziura pomiędzy moim tempem maksymalnym a tempem wytrzymałościowym?
- co z wątrobą? Teoretycznie schorzenia wątroby są w stanie obniżyć poziom witaminy D we krwi, tyle że u mnie, nie licząc paru tygodni lekkiego bólu po zatruciu preparatami żelaza, wątroba jest wręcz we wzorcowym stanie. Może to zatrucie było wywołane właśnie niskim poziomem witaminy, przez co organizm miał nieaktywne niektóre szlaki metaboliczne? Mniejsza z tym, witamina działa i to się liczy.

No nic, pora zacząć uzupełniać, pora przyjrzeć się dokładnie jak wygląda sprawa z solarium - czy można "opalić" się tam jakoś bezpieczniej, mniejszym natężeniem czy coś, żeby skóry nie zniszczyć ale jednak zmobilizować ją do syntezy.

Eh, znowu będę jak śpiąca królewna łaził - jedynym chyba skutkiem ubocznym stosowania większych dawek tego suplementu jest senność :D

Nigdy nie myśl o drugim miejscu.
VEGE POWER!

...
Napisał(a)
Zgłoś naruszenie
Początkujący
Szacuny 5 Napisanych postów 1015 Na forum 15 lat Przeczytanych tematów 2585
Dość leniuchowania, pora zrobić małe wybieganie. 3 kilometry na tętnie 79%, cały czas z uwagą skupioną na okolicy lewego stawu skokowego. Całkowita sprawność, nawet najmniejszego bodźca bólowego - no to przyspieszamy, 2 km na tętnie 88%. Jednak teza, ze bieganie na wyłącznie niskim zakresie to jedyny sposób na zrobienie super bazy tlenowej jest wyssana z palca, co widać chociażby po wynikach tlenowych ludzi trenujących wyłącznie przebieżkami i sprintami. Niemniej ponoć są jakieś cechy, które kształtują się wyłącznie w czasie wolnego biegu - i bardzo dobrze, takie przepełzania idealnie się zmieszczą w przerwach między treningami szybkościowymi. Okrążenie wokół osiedla zaliczone, powrót na trasę z oznaczonymi odcinkami, pora skupić się na przygotowaniach do biegu na 10 km - docelowa szybkość to 3'40'', taką też biegałem. Heh, ciekawe kiedy tętno spadnie mi na tej szybkości do "rozsądnego" zakresu i jak szybko uda mi się zjechać "próg mleczanowy" żeby taki zakres utrzymać przez 30-40 minut. Powinienem mieć tą szybkość w okolicach 90%, góra 92% jeśli chcę marzyć o utrzymaniu go przez cały odcinek, skakało na 94% (i pewnie skoczyłoby wyżej jakbym dłużej biegł). Trening na zasadzie 500 metrów na 94%, 500 metrów na 77%. Powróŧ do domu, długie, solidne rozciąganie.

Tia, pytanie zasadnicze, czy najpierw zdążę się wytrenować aby to tempo utrzymać przez dłuższy dystans, czy może się zaoram :D

A ta moja "czarna dziura" między bieganiem kilometra poniżej 4 minut na 90% a 7 minut na 70% chyba faktycznie bierze się po prostu z braku wydolności tlenowej, ale nie dlatego, że organizm "wkopuje" metabolizm na wyższe zakresy, tylko po prostu z niemożności dostarczenia odpowiedniej ilości tlenu do mięśni aby reakcje lipolizy przebiegały tak, jak powinny.

czy ja kiedykolwiek w życiu będę umiał trzymać się chociaż 3 dni jednego planu? :D Dobrze, że chociaż przestrzegam zasady superkompensacji...

do vege runners wciągnąłem już jednego gościa

Tomasz bieganie :: Niedziela o 00:38:56
Nie wiem czy to Placebo, ale właśnie po wywaleniu mięsa i mleka z diety wytrzymałościowo biegam o wiele, wiele lepiej.
Tomasz bieganie :: Niedziela o 00:39:06
Na lekkim treningu 45km bez problemu.

sobie maraton walnął w ramach relaksu :P Próbuję intensywnie zwerbować jedną koleżankę, cały czas ogląda się za mną jak biegam, czyta o tym sporcie, raz nawet też próbowała, ale opornie idzie - główny argument przeciw to "no ale przecież ludzie patrzą jak na idiotkę". Eh... patrzą bo zazdroszczą!

Nigdy nie myśl o drugim miejscu.
VEGE POWER!

...
Napisał(a)
Zgłoś naruszenie
Początkujący
Szacuny 5 Napisanych postów 1015 Na forum 15 lat Przeczytanych tematów 2585
Po wczorajszym ciężkim bieganiu, lżejszy dzień. 50 minut tuptania na tętnie 70-75%. Co jest, chyba ze 4 osoby mnie zaczepiły, a to która godzina, a to gdzie jest Elsnera... Dziś oprócz standardowej diety witaminizowanie się, zjedzony cały brokuł, 3 marchewki, pęczek rzodkiewki, zobaczę co tam jeszcze w lodówce czeka. Dodatkowo szprycowanie się witaminą D i wapnem - witaminka w 2 porcjach, 3000 jednostek rano, 3000 wieczorem. Wapno - 2 tabletki rozpuszczalne w ciągu dnia. Niedługo będę musiał zacząć w miarę regularnie badać poziom wapnia we krwi, nadmiar witaminy D bardzo ładnie się rozpoznaje tym badaniem, wapń skacze pod sufit. Żeby uzupełnić niedobór trzeba niestety ładować w siebie bardzo duże ilości, żeby poziom we krwi skoczył pod samą górną granicę normy i jeszcze organizm robił zapasy. Po ostatnim wpakowaniu 100 000 jednostek ledwo drgnęło.

Mam taką cichą nadzieję, że problemy zdrowotne które mnie skłoniły do biegania faktycznie brały się z braku słońca. Stan zdrowia bardzo mi się poprawił, w zasadzie wszystkie kłopoty są już przeszłością, ale organizm ma jeszcze spore problemy z siecią naczyń włosowatych i natlenieniem tkanek (widać to gołym okiem, gdy się wie na co patrzeć). Jeśli te problemy są wywołane brakami witaminy D i co za tym idzie wapnia, uzupełnienie powinno wystrzelić moje wyniki biegu w zakresie tlenowym w kosmos.

Trochę nie podoba mi się pakowanie w siebie suplementów, chociaż teoretycznie wapń każdy sportowiec musi (w czasie godziny nawet lekkiego treningu traci się z potem grubo ponad 100 mg wapnia, sporo więcej przy większych intensywnościach, a niedobór wapnia w młodości to jedna z najczęstszych przyczyn zgonów w późnym wieku - osteoporozę hoduje się całymi latami), ale takie dynamiczne pakowanie witaminy D w sumie w ciemno, bo nie ma jak kontrolować poziomu, jest już groźniejsze. Ponoć są specjalne lampy "przeciwdepresyjne", które emitują widmo nie niszczące skóry, ale jednak prowokujące syntezę. Sprawdzę to potem dokładniej. Witamina syntetyzowana w skórze nie ma możliwości wywołania nadmiaru, organizm przestaje ją "aktywizować" gdy ma dość. Ta przyjmowana w tabletkach niestety nie ma takiej właściwości.

Z ciekawostek - depresja znikała u bardzo dużej grupy ludzi już po 5 dniach podawania większych dawek witaminy D. Słyszeliście kiedyś o psychologu lub psychiatrze, który zaleca spróbowanie takiej terapii?

Nigdy nie myśl o drugim miejscu.
VEGE POWER!

Nowy temat Wyślij odpowiedź
Poprzedni temat

Trening na masę - do oceny i poprawy.

Następny temat

Plan do oceny!!

WHEY premium