może ktoś mi udzieli jakieś rady.
Na początek o mnie - mam 28 lat, waga 49-50kg, wzrost 153 cm - BMI w normie.
Na siłownię chodzę 4 razy w tygodniu (od dwóch miesięcy).
No i mam problem.
Niby nie jestem gruba, nie mam nadwagi ale moje ciało jest galaretowate. (Co prawda w ciągu tych dwóch miesięcy obwody mi się zmniejszyły i widzę różnicę na plus). Ostatnio robiłam pomiar tkanki tłuszczowej - nie wiem na ile to urządzenie jest wiarygodne - wprowadza się tam wzrost, wagę a samo ustrojstwo trzyma w dłoniach i po chwili pokazuje się wynik.
No i ten wynik... wyszło, że mój poziom tkanki tłuszczowej wynosi 33.9%!
Czyli dużo za dużo.
Faktem jest, że jestem galaretowata - i to jest powód dlaczego chodzę na siłownię.
W ciągu około 3 lat przytyłam jakieś 4-5kilogramów - z tym, że (tak przypuszczam) - ubyło mi mięśni (aktywność dotychczas zerowa + siedząca praca) a przybyło tłuszczu w czystej postaci.
Zresztą to widać po moich ramionach - są dość hmmm... nazwijmy je 'masywne'.
Pytanie - co z tym zrobić? Jak się tego pozbyć? Czy regularne ćwiczenia + prawidłowe odżywianie w dłuższym okresie przyniosą spadek tego poziomu?
Z tego co się orientowałam powinnam 'zrzucić' jakieś 10%...
Pomocy!
PS. Zapytałam o to samo w dziale "trening dla początkujących' ale zdałam sobie sprawę, że to chyba zły adres...