Mimo obtłuszczenia postanowiłem złapać nieco masy mięśniowej a spaleniem tłuszczu zająć się kiedy indziej (od września do grudnia schudłem i tak ok. 10-15 kg)
Z braku większych funduszy postanowiłem trenować w domu; znalazłem tzw. trening domatora. U mnie wygląda on następująco:
Rozgrzewka - bieg 20 minut, rozciąganie, drążek
1.Pompki płasko 5 serii x 12 - ze zmiennym rozstawem dłoni
2.Pompki głową w dół 5 serii x 12 - ze zmiennym rozstawem dłoni
3.Rozciąganie ekspandera za plecami 4 serie x 12
4.Pompki przy ścianie 4 serie x do 12
5.Francuskie jednorącz z ekspanderem 4 serie x 12
6.Rozciąganie ekspandera przed sobą 4 serie x 12
7.Rozciąganie ekspandera nad głową 4 serie x 12
8.A6W
9.Uginanie ramienia z ekspanderem stojąc 4 serie x 12
10.Przysiady 5 serii x 12.
11.Wspięcia na palce 5 serii x 12.
12.Unoszenie tułowia z leżenia przodem 5 serii x 12
Trening wykonuję 3 razy w tygodniu.
No i tu zaczyna się problem - ćwiczę tak bodaj od listopada i większych zmian nie widać. Dieta...dokładnie ułożonej nie mam, stawiam natomiast na posiłki białkowo-węglowodanowe, tłuszczu nieco mniej (gł. serki wiejskie, jajka, ryż, kurczak etc).
1. Czy trening jest zły, za słaby? Widziałem wyniki niektórych osób właśnie po treningu domatora i były zadowalające. Może z bólem serca wyłożyć te kilka dych miesięcznie i zapisać się normalnie na siłownię?
2. Może dieta, mimo wszystko, powinna być dokładnie ułożona? Przyznam, że z jej przestrzeganiem byłby największy problem (broń Boże słodyczy nie jem, ale przygotowywanie osobnych posiłków dla mnie to kłopot dla rodziny).
3. A może wypadałoby się suplementować? Co byście polecili w takim przypadku? Białko, a może gainer?
Mam 190cm wzrostu, ważę ok 90 kg.