Mam pewien problem związany z tym, że mój rytm życia się ostatnio trochę zmienił - skończyłem studia i poszedłem do pracy.
Kiedyś było tak, że wstawałem sobie elegancko koło 7:30, oś jadłem i 2 godzinki po posiłku spokojnie mogłem ćwiczyć o chciałem.
Teraz niestety to na 7:30 to ja muszę być w pracy na miejscu i siedzieć tam do 15:30.
I tutaj pojawia się problem - bardzo chciałem się przestawić na bieganie przed pracą, żeby popołudnia mieć wolne. Bigać nie lubię i im bliżej końca dnia tym trudniej mi się zmotywować. Co innego siłownia, wiadomo :D
Natomiast teraz jest po prostu masakra - od biegania na czczo robi mi się słabo, źle się czuje, spada mi wydolność, jak wiem, że mam iść biegać z rana, to już mi się odechciewa.
Dodam tylko o sobie, że mam 24 lata, waże ok 75 kg, 181 cm wzrostu, od 15 lat uprawiam sztuki walki, od 8 lat mocno na siłowni, %bf to około 12, więc nie mogę powiedzieć, żebym uważał się za osobę niewysportowaną. Dietę staram się trzymac cały rok, jadę standardowym cyklem masa-redukcja-regeneracja i założenia treningowe zmieniają się w zależności od tego, w której fazie jestem.
Powiedzcie mi, czy:
1) macie jakieś sprawdzone sposoby, żeby przestawić organizm na bieganie z rana?
2) czy moja reakcja na bieganie rano to zwykłe uprzedzenie? Jak biegam po 1 posiłku to wszystko jest ok, wykręcam nawet niezłe czasy, więc serce, zdrowie i starość odpada :D .
3) czy wg. Was w świetle nowych pomysłów i koncepcji treningowych bieganie na czczo w ogóle jest potrzebne do szczęścia? Kidyś był taki slogan chyba, że jak redukcja to mniej jeść, aero przed śniadaniem. Coś się chyba ruszyło w tej kwestii, nie?
pozdrawiam i miłego weekendu!