SFD.pl - Sportowe Forum Dyskusyjne

Kuba: cygara, rumba a boks

temat działu:

Sztuki Walki

słowa kluczowe: , , ,

Ilość wyświetleń tematu: 3439

Nowy temat Wyślij odpowiedź
...
Napisał(a)
Zgłoś naruszenie
Początkujący
Szacuny 18 Napisanych postów 4847 Na forum 18 lat Przeczytanych tematów 40994


Akcja rozgrywa się na przełomie lat 80 i 90. Młody amerykański dziennikarz, starający się o zdobycie posady w jednym z regionalnych florydzkich dzienników informacyjnych, otrzymuje zadanie kwalifikacyjne. Jest nim przeprowadzenie wywiadu z jednym z kubańskich emigrantów mieszkających na Florydzie. Wywiad przebiega w miarę sprawnie, reporter umiejętnie przepytuje Kubańczyka na różne tematy, aż w końcu zadaje kulminacyjne pytanie, mające być niejako podsumowaniem tej konwersacji: Co jest dla ciebie i twoich rodaków największym dziedzictwem narodowym - wasze cygara, rumba, a może rum? Skonsternowany Kubańczyk odpowiada: Jakie tam cygara czy rum? Dla większości to boks najbardziej się liczy. W szarej rzeczywistości jedynie bokserzy przynoszą chwałę naszemu narodowi, raz po raz ucierając nosa między innymi twoim rodakom, dominując na światowych arenach. Jedynie boks potrafi u nas łączyć ludzi. W czasie oglądania zawodów bokserskich, pomimo prezentowania przez siebie różnych wartości, ludzie są w stanie wspólnie dopingować ringowych artystów. Nawet jeżeli obok siebie siedzą zwalczający się nawzajem komuniści i opozycjoniści, to przy okazji zawodów bokserskich potrafią wspólnie emocjonować się tym sportem. To z powodu miłości do boksu. Niezbyt znający realia sportu narodowego na Kubie dziennikarz odpowiada z przekąsem: Boks? Jakie wy macie tradycje bokserskie? My mamy Alego, Fraziera, a wy? Tu opowieść się urywa, pozostaje mieć nadzieję, że kubański rozmówca należał do grona ludzi mniej impulsywnych... Nie wiadomo, czy ta historia jest prawdziwa, może została zmyślona przez amerykańskiego żurnalistę. Pewne jest jednak, że oddaje ona dokładne stosunek narodu kubańskiego do szlachetnej szermierki na pięści...

Czy jest na świecie bardziej szanowana szkoła boksu niż właśnie ta pochodząca z gorącej wyspy? Oczywiście, że nie. W obecnych czasach, gdy na turniej amatorski przyjeżdża nawet zupełnie anonimowy zawodnik pochodzący właśnie z Kuby, pomimo braku osiągnięć uznawany jest za jednego z faworytów. Oczywiście tylko dlatego, że pochodzi z Kuby. Gdy, przeglądając karty boxrecu, znajdujemy Kubańczyka - czy nie podchodzimy do niego z większą estymą? Ale trudno dziwić się takiemu stanowi rzeczy - nikt w historii nie zdominował tej dyscypliny sportu bardziej, niż zrobili to Kubańczycy w latach 80-90.

W 1962 roku kubański rząd coraz bardziej upodabniający Kubę do tzw. krajów demokracji ludowej zaczął nawiązywać bliską współpracę dotyczącą sportu właśnie z nimi. Miała ona dotyczyć pomocy ze strony radzieckiej w szkoleniu zawodników i edukacji trenerów. Miało to miejsce w wielu dyscyplinach sportu, ale my skupmy się na boksie.

W tym samym roku trenerem pierwszej reprezentacji został, jak to się miało później okazać, bezcenny dla pozycji tamtejszego boksu Alcides Sagarra. Były bokser, ale wielkich sukcesów na jego koncie trudno się doszukać. Na równi z boksem zajmował się mechaniką. Od początku swojej pracy mógł liczyć na pomoc ze strony politycznych partnerów Kubańczyków - np. NRD, a dokładniej profesora boksu Kurta Rosentila, który pomagał Sagarze układać treningi bokserskie oraz doradzał w kwestiach dotyczących fizjologii. Sagarra od razu zasłynął z wielkiego rygoru w stosunku do swoich podopiecznych, ponoć wielu z nich po pierwszym okresie pracy z Sagarrą rezygnowało. Już po roku treningów podopieczni Sagarry na Igrzyskach Panamerykańskich w 1963 roku zgarnęli jeden ze złotych medali (Roberto Caminero). Warto wspomnieć, że na poprzednich Igrzyskach Panamerykańskich w 1959 roku w ogóle w zawodach bokserskich nie startowali, a złoto Caminero dla tej nacji było pierwszym medalem na poważnej imprezie. Cztery lata potem, na IP w 1967 roku, było już zdecydowanie lepiej - trzy złote medale w boksie i największy sukces w historii. Zwycięzcami okazali się Enrique Regüeiferos, Rolando Garbey oraz ponownie Roberto Caminero. W 1964 roku na Kubę przyjechała postać dla tamtejszego boksu legendarna - budujący współpracę między komunistycznymi państwami Rosjanin Andriej Czerwonienko. Został asystentem Sagarry. Jego zadaniem było wprowadzanie nowinek technicznych do kubańskiej szkoły boksu, ale też edukacja innych trenerów i jeżdżenie po kraju w celu wyszukiwania wybitnych talentów. Pochodzący z Przedkaukazia trener, a wcześniej przyzwoity bokser, odkrył talent samego Teofilo Stevensona, włączając go do pierwszej kadry dwa lata po swoim przyjeździe na gorącą wyspę. Kapitalny trener, pomoc od największych światowych potęg i coraz większe środki przeznaczane na boks - to musiało dać szybkie efekty w postaci sukcesów.

Trudno tu pisać o wszystkich sukcesach Kuby na arenie międzynarodowej - dlatego postaram się napisać o tych ważniejszych. Na olimpijskim podium po raz pierwszy Kubańczycy zameldowali się w 1968 roku w Meksyku. Wtedy drugie miejsce, po przegranej z Jerzym Kulejem w kategorii lekkopółśredniej, zajął wspomniany już Enrique Requeiferos, a w nieistniejącej już junior średniej trzecie miejsce zdobył Rolando Garbey. Po tych igrzyskach zaczęły się poważne, jak na kubańskie realia, inwestycje w boks. Bo jak tu nie wspomagać czegoś, co po sześciu latach realnego funkcjonowania daje tak wymierne korzyści? Na IP w 1971 roku Kubańczycy totalnie zdominowali rywalizację bokserów. 4 złote medale, 3 brązowe - wtedy było już jasne, że na Kubie budowana jest pięściarska potęga!
Na XX Olimpiadzie, co wydawało się już oczywistością, po raz pierwszy Kuba zdobyła złote medale. Od razu również zwyciężyli w klasyfikacji medalowej turnieju bokserskiego. Po złote medale sięgnęli E. Martinez w koguciej, E. Correa w półśredniej oraz rozpoczynający drogę na szczyt historii Teofilo Stevenson.

Dodatkowo, jako pierwszy Kubańczyk, został on zdobywcą nagrody im. Vala Barkera dla najlepiej wyszkolonego i najlepszego pięściarza igrzysk. Stevenson niedługo potem zdobył kolejne dwa złota olimpijskie - w 1976 w Montrealu i w 1980 w Moskwie. Stał się drugim po Laszlo Papie bokserem, który ma na swoim koncie trzy złote medale igrzysk olimpijskich (osiągnięcie to powtórzył potem Felix Savon).



Wysoką pozycję Kubańczyków w światowym boksie potwierdziło przyznanie im organizacji I Mistrzostw Świata w boksie amatorskim w 1974 roku. Odbyły się one w Hawanie, a Kubańczycy tym razem zdobyli dwa złote medale. Na wspomnianych igrzyskach w Montrealu kubańscy sportowcy ponownie zdobyli dwa złota - wygrał Herrera w piórkowej i właśnie Stevenson w ciężkiej. Na następnej olimpiadzie, w 1980 roku, reprezentanci Kuby zdobyli już 6 złotych medali, podkreślając swoją supremację w boksie amatorskim. Swoje kolejne tytuły do kolekcji dołożyli Stevenson i Herrera, a po złotym medalu w 1972 roku drugi taki tytuł w wadze koguciej zdobył Martinez. Na dwóch następnych igrzyskach Stevenson i spółka nie wystąpili. Olimpiady w 1984 roku w Los Angeles i w 1988 w Seulu opuścili z powodu napiętej sytuacji politycznej. W ten sposób Stevenson stracił szansę na zdobycie czwartego złota w historii, co nie udało się nikomu wcześniej ani później. Do zmagań olimpijskich kubańscy bokserzy powrócili dopiero w 1992 roku w Barcelonie. Tam byliśmy świadkami apogeum dominacji Kubańczyków na amatorskich ringach. Wystąpili w dziewięciu finałach, zdobywając aż siedem złotych medali. Złote trofea wywalczyli tacy bokserzy, jak: Hernandez, Marcelo, kapitalny w późniejszym okresie zawodowiec Casamayor, a przede wszystkim Felix Savon i Roberto Balado (na zdj.).
Puchar Barkera zdobył walczący w super ciężkiej właśnie Balado. Był to jeden z najbardziej utalentowanych bokserów w historii kubańskiego boksu, zdecydowanie bardziej błyskotliwy od Savona, potrafiący przełamać swoje fatalne warunki fizyczne (około 170-180 cm w super ciężkiej!), dominując nad rywalami nie siłą, ale kapitalną techniką i cudownym refleksem. Był na najlepszej drodze, aby stać się jednym z najbardziej utytułowanych bokserów w historii. Niestety, tragiczna śmierć w wypadku samochodowym w 1994 roku nie pozwoliła mu przejść do historii. Miał wtedy 25 lat...

Kolejne lata to kontynuacja pasma olbrzymich sukcesów - 4 złota w Atlancie i Sydney oraz 5 w Atenach. Na igrzyskach w Sydney, po zwycięstwie nad znanym Sułtanem Ibragimowem, trzecim zawodnikiem w historii, który zdobył trzy złote medale olimipijskie, został genialny Felix Savon (na zdj.). Pomimo coraz słabszej dyspozycji po wyrównanym pojedynku pokonał Rosjanina, stając się najbardziej utytułowanym amatorem w historii.

Od 1968 roku Kubańczycy na ringach olimpijskich zdobyli 31 złotych medali, 19 srebrnych i 12 brązowych, będąc na drugim miejscu w klasyfikacji medalowej wszystkich dotychczas rozegranych turniejów olimpijskich - za Stanami Zjednoczonymi. Wypada jednak się zastanowić, co by było, gdyby Stevenson, Herrera, Savon i inni mogli wystąpić w Los Angeles i Seulu. W takim przypadku to Kuba mogłaby być na pierwszym miejscu w tej klasyfikacji. Z kolei na mistrzostwach świata zdobyli oni 65 złotych medali na 175 możliwych, co daje średnią około jednego złotego medalu na trzy możliwe do zdobycia. Nikt inny nie zdominował tak zmagań o tytuły mistrzów świata jak oni.


Wszystko co dobre kiedyś się kończy?


Od pewnego czasu Kubańczycy nie potrafią nawiązać do złotych czasów sprzed jeszcze paru lat. Składa się na to kilka przyczyn. Po pierwsze, wielu wybitnych trenerów ostatnio uciekło z Kuby. Najlepszym tego przykładem jest Pedro Luiz Diaz. Był on trenerem m.in. Odlaniera Solisa czy Yana Barthlemy’ego w czasie ich kariery amatorskiej. Najpierw wyjechał na Dominikanę, trenując późniejszego mistrza olimpijskiego, Manuela Felixa Diaza, a potem podpisał kontrakt z Areną i powrócił do trenowania Odlaniera Solisa, tym razem na zawodowstwie. Drugim zdecydowanie ważniejszym powodem braku osiągnięć Kuby w ostatnich latach była ucieczka najlepszych bokserów w poszukiwaniu lepszego życia - na przełomie 2007 i 2008 roku . Erislandy Lara, Odlanier Solis, Guillermo Rigondeaux, Yan Barthelemy i Yuriorkis Gamboa - czyli mistrz świata i czterech mistrzów olimpijskich. Szczyt swojej amatorskiej formy osiągnęliby właśnie na ostatnich mistrzostwach świata i igrzyskach, czyli tam, gdzie reprezentanci Kuby zawiedli, zdobywając tylko jeden złoty medal. Zamiast tych wielkich gwiazd Kubańczycy byli zmuszeni wysłać na ostatnie wielkie imprezy bokserów drugiego planu. Pomimo zdobycia aż 8 medali olimpijskich Pekinie ani razu nie sięgnęli po złoto, co ostatni raz miejsce miało w 1968 roku... Na ostatnich MŚ było jeszcze gorzej - jedno złoto, dwa srebra i jeden brąz, jednym słowem - klęska. Po dwóch wielkich porażkach reprezentacji Kuby można było usłyszeć głosy, że patent na boks w tym kraju się skończył i teraz schedę w boksie amatorskim przejmą Rosjanie. Nic bardziej mylnego. Podczas ostatnich Młodzieżowych Mistrzostw Świata, które odbyły się w Meksyku, Kuba wygrała klasyfikację medalową, zdobywając 4 złote medale. Dla porównania, w 1998 roku w tej samej imprezie Kuba zdobyła zaledwie dwa złote medale. A wtedy w reprezentacji młodzieżowej występowały takie znakomitości, jak Gamboa, Solis i inni. W 2000 roku zdobyli tylko dwa złote medale na tej samej imprezie. W 2002 - 5 złotych medali. Przykłady podane przeze mnie pokazują, że w osiągnięciach młodszych zawodników regresu nie ma, co sugerowałoby, że to nie błędy szkoleniowe spowodowały ostatnie klęski Kubańczyków, a raczej jednorazowe kłopoty spowodowane brakiem największych gwiazd, które stanowiły o sile kadry w ostatnich czasach. Pozwala to wszystkim fanom tamtejszego boksu czekać na to, że niebawem wszystko powinno wrócić do normy. Już w Londynie w 2012 roku? Bardzo prawdopodobne.



Boks kubański a zawodowstwo

Kubańczycy w swojej historii mieli wielu wybitnych bokserów zawodowych. Wystarczy wspomnieć tylko nazwiska Kida Gavilana, Kida Chocolate’a, Luisa Rodrigueza, „Słodkiego" Ramosa, a przede wszystkim najwybitniejszego z tego grona - Jose Napolesa. Ja jednak się skupię na bokserach, którzy uciekali z Kuby za rządów Fidela Castro. Od lat nurtujące wszystkich pytanie brzmi: „Jak by wyglądałaby historia zawodowego boksu, gdybyśmy mogli na zawodowych ringach ujrzeć Savona, Balado czy Stevensona"? Czy to Teofilo Stevenson byłby tym najwybitniejszym, pokonując Alego, Fraziera czy Foremana? A może kapitalny technik Balado, który przy około 175 centymetrach wzrostu bez problemów dominował nad bokserami w amatorskiej super ciężkiej, wypunktowałby Tysona albo Lewisa? Takim pytaniom nigdy nie będzie końca, nam pozostaje jedynie żałować, że reżim kubański na doprowadzanie do takich pojedynków nie pozwolił. Parokrotnie jednak próbowano nakłonić tamtejsze gwiazdy do walki na zawodowych arenach. Teofilo Stevensonovi proponowano 5 milionów dolarów za walkę z Muhammadem Alim, on jednak na tę propozycję nie przystał, mimo że w pewnym momencie prawdopodobieństwo tego starcia wydawało się dosyć wysokie. Ali jeździł do Stevensona na Kubę, Stevenson ponoć parę razy odwiedzał Alego. Ostatecznie patriotyzm Teofilo zwyciężył. To on, pytany o powody braku akceptacji na tę walkę, powiedział słynne słowa: „Czymże jest 5 milionów dolarów przy 5 milionach kochających mnie Kubańczyków? Wierzę w rewolucję i nie będę zawodowcem."
Wielokrotnie też próbowano nakłonić inną legendę, Felixa Savona, do walki z Mikiem Tysonem w latach 90. Proponowano mu nawet 10 milionów dolarów za starcie z „Ironem". Kubańczyk jednak pozostał niewzruszony, wyjaśniając: „Nie będę bokserem zawodowym. Miłość do sportu i narodu kubańskiego jest ważniejsza."
Osobiście nie dziwię się ich decyzjom. Na Kubie zdobyli niebotyczną popularność, przy okazji mogąc liczyć na wielkie premie od słynnego „El Comandante". I tak Savon za tytuł mistrza świata z 1989 roku mógł liczyć na nowy samochód, po tytule z 1993 roku otrzymał nowoczesne mieszkanie w centrum Hawany, a potem został też jednym z trenerów pierwszej reprezentacji bokserskiej. Ponoć wielokrotnie w celach towarzyskich
odwiedzał „Brodatego dyktatora", resztę dokończyć możecie sobie sami...

Z kolei Teofilo, pomimo tego że nigdy nie zarobił zbliżonych pieniędzy do tych, jakie oferowano mu za zmierzenie się z Alim, na swój kubański żywot narzekać również nie może. Po zakończeniu kariery bokserskiej, na której mimo wszystko trochę grosza jednak zarobił, mając za przyjaciela
samego Fidela, nie miał problemów ze zorganizowaniem pozasportowego życia. Najpierw został funkcjonariuszem sportowym, a potem nawet prezesem kubańskiej federacji bokserskiej. Castro najwidoczniej bardzo umiejętnie dbał o interesy swoich ulubieńców...

Jednak nie każdy mógł cieszyć się podobną estymą u słynnego dyktatora jak legendarni Savon czy Stevenson. Emigracyjny trend zapoczątkował Jorge Luis Gonzalez. W 1991 roku, podczas zgrupowania w fińskim Tampere, wyskakując przez okno - mieszczące się na szczęście na parterze - uciekł z pierwszej reprezentacji, trenowanej oczywiście przez legendarnego Alcidesa Sagarrę. Z problemami, ale jednak przedostał się do Miami, tam rozpoczynając swoją zawodową karierę. Wiązano z nim wielkie nadzieje, w końcu w amatorstwie pokonywał takie sławy, jak Stevenson, Lennox Lewis czy Riddick Bowe. Niestety marzenia Kubańczyka o podbiciu bokserskiego świata szybko pokrzyżował wspomniany Bowe, rewanżując się Gonzalezowi za przegraną z Igrzysk Panamerykańskich, nokautując go w szóstej rundzie. Riddick pokazał całemu światu, że nie każdy wybitny kubański amator jest w stanie dominować na zawodowych arenach. Potem kariera „szklanego giganta z Hawany" nie potoczyła się dobrze. Z gorącego prospekta przerodził się w ekskluzywnego journeymana, a jego kolejne walki z nieco lepszymi zawodnikami wyglądały jak mecze do jednej bramki.

Ucieczkę Gonzaleza uznano za jednorazowy wybryk. Oczywiście było to błędne myślenie. W 1995 roku dwóch innych śmiałków, a mianowicie Joel Casamayor, mistrz olimpijski z 1992 roku oraz Ramon Garbey, mistrz świata z 1993 roku, postanowiło powtórzyć wyczyn Gonzaleza. Na czas exodusu wybrali przełom 1995 i 1996 roku, a całe przedsięwzięcie odbyło się podczas przygotowań kubańskich bokserów do IO w Atlancie. Kariery obu bokserów po ucieczce potoczyły się zgoła odmiennie. Casamayor swoją zawodową karierę zapoczątkował wraz z Garbeyem w 1996 roku w niezbyt nieoryginalnym jak na Kubańczyka miejscu - na Florydzie. Trzy lata potem mógł się już cieszyć z mistrzostwa świata w wadze super piórkowej. Potem dołożył jeszcze pasy mistrzowskie z wagi lekkiej i tytuł najlepszego boksera tej kategorii. Na koncie ma walki z Castillo, Corralesem czy z Juanem Marquezem. Obecnie występuje w kategorii lekkopółśredniej.
O Garbeyu na zawodowstwie za wiele pozytywnego powiedzieć niestety nie można. Jego lenistwo w późniejszym etapie kariery było na podobnym poziomie co potencjał. Po porażkach z genialnym Toneyem i solidnym Oquendo zupełnie zraził się do boksu. Walcząc bardzo rzadko, a mianowicie dwa razy w 2001 roku, dwa razy w 2004 roku i po razie 2006 i 2009, tylko dorabiał do emerytury. Jego nową "życiową pasją" okazało się produkowanie okien w jednej z florydzkich fabryk. Jemu walka o lepsze życie
na obczyźnie się nie powiodła.

Kolejnym „banitą z wyboru" okazał się słynny Juan Carlos Gomez. Uciekł on podczas turnieju amatorskiego w Halle w 1995 roku. „Nie wybrałem boksu, chciałem zostać zawodnikiem baseballa. Ale wiecie, na Kubie nie możesz podejmować samodzielnych decyzji" - tak komentował życie na Kubie Gomez.
Jego karierę można nazwać częściowo tylko spełnioną. Wielokrotnie bronił pasa WBC w cruiser, ale jego potencjał pozwalał na więcej. Powszechnie znane były kłopoty Gomeza z narkotykami, a jego lenistwo, podobnie jak w przypadku wielu innych bokserów z Kuby, nie pozwoliło mu na pełne wykorzystanie ogromnego talentu. U schyłku kariery był jeszcze w stanie wywalczyć status „mandatory" do tytułu w wadze ciężkiej. Tam jednak zdecydowanie poległ z Witalijem Kliczką. W międzyczasie z Kuby uciekli tacy zawodnicy, jak, znany z boju z Pernellem Withakerem, Diosbelys Hurtado czy bracia Castillo.

W następnych latach nie byliśmy już świadkami „wypraw" Kubańczyków. Zdecydowane zaostrzenie warunków pobytu zawodników na turniejach czy zgrupowaniach, co wiązało się z obecnością przu każdym pokoju Kubańczyków żołnierzy, praktycznie uniemożliwiało ucieczki.

Kubańczycy okazali się jednak na tyle sprytnymi ludźmi, że jakimś cudem udawało im się omijać rygorystyczne działania komunistycznych władz. Trójka złotych medalistów olimpijskich z 2004 roku, a mianowicie Yan Barthelemy, Yuriorkis Gamboa i Odlanier Solis, kuszona przez niemieckiego promotora Ahmeta Onera, postanowiła pozostać w Wenezueli podczas przygotowań do Igrzysk Panamerykańskich w 2007 roku. Niedługo potem podpisali kontrakt właśnie z Onerem i zadebiutowali tego samego roku na zawodowstwie w Niemczech..



Ich kariery potoczyły się w różny sposób. Zaczynając od Yana Barthelemy’ego - po porażce punktowej z journeymanem Marquezem został wyrzucony z Areny. Występujący w koguciej Kubańczyk starał się kontynuować karierę w USA. Po porażce przed czasem z niepokonanym Jorge Diazem wątpliwe jest, by był w stanie jeszcze się zmotywować, i próbować wdrapać się na szczyt boksu zawodowego. Bardziej prawdopodobna z kolei jest kariera dostarczyciela zwycięstw, ale czy tak powinien kończyć ten wybitny przecież bokser? Słaba szczęka i delikatny boks nie predestynują go do siłowego boksu zawodowego. Odlaniera Solisa oprócz niebotycznych umiejętności ze słynnymi rodakami łączy coś jeszcze - ogromne lenistwo. Ważący pod koniec amatorskiej kariery 230 funtów, na profi w ostatnim pojedynku z Barrettem „doczłapał" do ponad 270, bijąc osobisty rekord kariery... Czy bokser z 20-kilogramową nadwagą jest w stanie zdobyć tytuł wagi ciężkiej? Bardzo mało prawdopodobne. Z tego grona najrozsądniejszym wydaje się Yuriorkis Gamboa - jako jedyny jak do tej pory wykorzystujący do końca swój potencjał. Walczący w USA Gamboa, w przeciwieństwie do Solisa i Barthelemy’ego, nie rozmienia swoich umiejętności na drobne. Od początku kariery walczy z przyzwoitymi bokserami, już po czternastym starciu został mistrzem świata wagi piórkowej. Po dwóch skutecznych obronach jest już wymieniany w kontekście czołówki rankingu p4p, a zdaniem wielu fachowców w walce z kapitalnym Portorykańczykiem Lopezem będzie faworytem.

Igrzyska Panamerykańskie z 2007 roku okazały się zresztą bardzo pechowe dla Kuby. Zbuntowani sportowcy po raz kolejny dali o sobie znać. Tym razem sprawa była najwyższego kalibru - na ucieczkę zdecydował się Guillermo Rigondeaux i Erislandy Lara. Obaj to wielcy mistrzowie, ale to nazwisko Rigondeaux bardziej kłuło w oczy. Fani boksu zawodowego zdążyli się już rozmarzyć, co jest w stanie pokazać Rigondeaux jako zawodowiec. Niestety dla Kubańczyków brazylijska policja namierzyła ich i schwytała. Natychmiast zostali deportowani na Kubę. Wydawało się, że marzenia Lary i Rigondeaux o wolności zostały zaprzepaszczone, jednak konsekwentni sportowcy nie dali za wygraną. Następnego roku, płynąc łodzią spod wybrzeży Kuby, dotarli do Meksyku, niedługo potem przenosząc się do USA. Było już pewne - marzenia obu bokserów się ziściły. Lara wkrótce podpisał kontrakt z Areną, Guillermo z kolei - umowę z irlandzkim promotorem, Garym Hyde’em, obowiązującą do 2012 roku. Lara zadebiutował na zawodowstwie w połowie 2008 roku, Rigondeaux pół roku później. Do dzisiaj Lara odniósł dziesięć zwycięstw, w tym sześć przed czasem, a w ostatnim pojedynku pokonał solidnego Grady’ego Brewera, triumfatora „Contendera". Z kolei Rigondeaux sześciokrotnie wygrywał na zawodowych ringach, jednak jego rywale to albo doświadczeni journeymanowie, albo kelnerzy. Pod koniec ubiegłego roku jako trenera zdecydował się zatrudnić słynnego Freddiego Roacha. Ambitny Rigondeaux, geniusz amatorki (cztery porażki w przeciągu całej kariery!), zapowiada zdobycie w przeciągu 1,5 roku tytułów w trzech kategoriach wagowych. Patrząc na skalę jego talentu, wydaje się to wielce prawdopodobne. Obaj bokserzy karierę kontynuują w Stanach.
Z gorącej wyspy uciekło też wielu innych utalentowanych zawodników. Wystarczy wspomnieć młodzieżowych mistrzów świata: Mike’a Ismaikela Pereza (promowany również przez Gary’ego Hyde’a), Alexeia Acostę (także Gary Hyde), Yoana Pablo Hernandeza (Sauerland Event) i Luisa Garcię (Gary Hyde). Wszyscy oni w przeciągu najbliższych dwóch lat mają ogromne szanse na zdobycie światowych tytułów.

W pogoni za Kubą
W obecnych czasach wszyscy starają się podpatrzeć Kubańczyków. Nagrywanie ich treningów czy sparingów przy okazji zgrupowań na tej wyspie jest już oczywistością. A potem dogłębne analizy tych nagrań i próby wyłapania detali... Nasuwa się od razu jedno pytanie - czy tamtejszy boks pod względem technicznym znacznie różni się od boksu na przykład europejskiego? Andrzej Gmitruk, którego nikomu nie trzeba przedstawiać, tak komentował całą tą kwestię: „[...]Ten boks -- już w ringu, jest oparty jak wszędzie na naturalnych zdolnościach wykutych w ciężkiej pracy. Różni się trochę technika - Kubańczycy stosują naprzemienny sposób ataku, biją lewą ręką, podciągają lewą nogę i dalej to samo. Europejczycy inaczej, po ataku lewą podchodzą prawą nogą. Ale nie są to dwa różne światy. Właściwie to detale." Detale... Skoro tak, to czy podpatrywanie Kubańczyków na dłuższą metę ma jakikolwiek sens? Oczywiście, zawsze można podejrzeć jakieś triki, ale to nie decyduje o klasie boksera i większych efektów nie jest w stanie przynieść. Technika z pewnością nie jest tym, co różni tamtejszy boks od innych. Jaka jest więc prawdziwa różnica, która w ostatnich latach pozwoliła Kubańczykom zdominować inne nacje? Odpowiedź jest prosta. Tylko na Kubie boks ma tak wysoką pozycję w społeczeństwie. Na Kubie ponoć połowa społeczeństwa w średnim wieku miała bądź nadal ma jakąś styczność z boksem. Tam nawet na wsi bądź w małych miasteczkach nietrudno znaleźć trenera, który mając w domu podstawowe atrybuty do treningu bokserskiego, zaprasza tam młodych chłopaków, pokazując im, co to tak naprawdę jest ten boks. Nie robią oni bynajmniej tego dla pieniędzy (nie czerpią z tego żadnej korzyści materialnej) - czynią to z powodu miłości do tej dyscypliny sportu. Kolejnym aspektem pozwalającym Kubańczykom zdobyć przewagę nad innymi nacjami jest zdecydowanie większa rywalizacja i dużo mniej tolerancyjny w porównaniu do wzorców europejskich trening. „Kiedyś na zgrupowaniu na Kubie prowadziłem sparing moich Norwegów. Jeden z nich trafił na kubańskiego juniora. Ten przewrócił się. Zaraz jednak wstał i dalej sparował. Znów dostał i znów się przewrócił. W Europie sparing zostałby przerwany, a na Kubie? Gdzie tam. Ten junior leżał po raz trzeci, podniósł się i walczył dalej. Trenerzy nawet się nie przejęli tym, że młody chłopak trzy razy zaliczył deski, i to w wadze ciężkiej. Jak w USA - trzeba się podnieść i walczyć dalej. To w Europie byłoby nie do pomyślenia" - tak komentował tę sytuację wspominany już przeze mnie Gmitruk. Taki sposób treningu pomaga Kubańczykom utrzymać wysoki poziom zawodników. Przypomina to trochę „szkołę przetrwania" - najtwardsi taki trening wytrzymają, ci najtwardsi będą najlepszymi z najlepszych...

Boks w kubańskim społeczeństwie to zdecydowanie więcej niż sport, w którym dzięki genialnemu szkoleniu ich rodacy zdobywają medale na największych światowych imprezach. Boks to dla Kubańczyków możliwość ucieczki od biedy, osiągnięcia wielkiej popularności. Niektóre regionalne zawody cieszą się tam zainteresowaniem podobnym do tego, które towarzyszy Amatorskim Mistrzostwom Europy - nie ma w tym krzty przesady i obrazuje, jak wysoką pozycję w społeczeństwie ma ta dyscyplina sportu. Trudno się więc dziwić, że regionalni tryumfatorzy osiągają sławę, którą w innych krajach cieszą się tylko wielkie gwiazdy sportu. Czy naród, który wyrobił sobie takie nastawienie do boksu, mógł nie stać się potęgą? Odpowiedź jest zbędna...
Piotr Topór
boxing.pl

"I try to catch him right on the tip of the nose, because I try to push the bone into the brain." (M.Tyson)

Ekspert SFD
Pochwały Postów 686 Wiek 32 Na forum 11 Płeć Mężczyzna Przeczytanych tematów 13120

PRZYSPIESZ SPALANIE TŁUSZCZU!

Nowa ulepszona formuła, zawierająca szereg specjalnie dobranych ekstraktów roślinnych, magnez oraz chrom oraz opatentowany związek CAPSIMAX®.

Sprawdź
...
Napisał(a)
Zgłoś naruszenie
Początkujący
Szacuny 0 Napisanych postów 204 Na forum 13 lat Przeczytanych tematów 1775
Świetny artykuł. Kiedyś czytałem o dziennikarzu, który na Kubę się wybrał by pod okiem trenera spróbować się w boksie. Pamiętam, że po zaprezentowaniu swojej walki z cieniem, trener powiedział mu że ma technikę 10 letniego chłopca, a ten jest zbyt mały dla niego

Wie ktoś co to za artykuł? Nie mogę go znaleźć.
...
Napisał(a)
Zgłoś naruszenie
Początkujący
Szacuny 2 Napisanych postów 793 Wiek 38 lat Na forum 21 lat Przeczytanych tematów 23741
Bardzo fajny artykuł, dzieki za wrzucenie tego jarzynek.
...
Napisał(a)
Zgłoś naruszenie
Początkujący
Szacuny 3 Napisanych postów 164 Wiek 3 lata Na forum 18 lat Przeczytanych tematów 10081
SOK!!
...
Napisał(a)
Zgłoś naruszenie
Początkujący
Szacuny 2 Napisanych postów 280 Wiek 31 lat Na forum 16 lat Przeczytanych tematów 6481
Troche tego duzo, ale ciekawe i trzym SOG'a

Każdy ma jakiś plan...dopóki nie zostanie trafiony.(Mike Tyson)

Płacz na treningu, śmiej się podczas walki

...
Napisał(a)
Zgłoś naruszenie
Specjalista
Szacuny 67 Napisanych postów 8875 Wiek 3 lata Na forum 16 lat Przeczytanych tematów 75096
Sog nie wchodzi juz niestety....

SFD Fight Club & Uderzane
WISŁA KRAKÓW

...
Napisał(a)
Zgłoś naruszenie
Początkujący
Szacuny 15 Napisanych postów 4568 Na forum 15 lat Przeczytanych tematów 34748
Soczek

Witalij Kliczko na prezydenta Ukrainy !!!

...
Napisał(a)
Zgłoś naruszenie
Początkujący
Szacuny 0 Napisanych postów 1 Na forum 13 lat Przeczytanych tematów 1
Krótki artykuł o Yuriorkise Gamboa można znaleźć na http://www.polskietrendy.pl/index.php?i=19. Niby napsiane przez fanów. Zabawne.
Nowy temat Wyślij odpowiedź
Poprzedni temat

POZNAŃ- POSZUKIWANA DZIEWCZYNA NA MMA I SUBMISSION

Następny temat

Worek urwany kopnięciem

WHEY premium