No nie mogę, zostałam postawiona za przykład
Fakt, temat jest mi doskonale znany i mogę sobie wyobrazić co się dzieje w twojej głowie. Jeszcze to pamiętam, choć teraz już śmieję się z tego i właściwie zupełnie nie wiem jak mogłam tak żyć.
Odpowiadając na twoje pytanie, ja od razu uderzyłam do psychiatry, fakt, że prywatnie. I byłam bardzo zdziwiona tym co usłyszałam. Oczekiwałam potwierdzenia tego, że bardzo źle ze mną i że nic nie da się zrobić. Coś jest takiego dziwnego w myśleniu osób dotkniętych tymi zaburzeniami odżywiania. Taka podświadoma duma, że jestem taka wyjątkowa, bo mogę nie jeść. Że to jest takie złe, takie brudne, że inni są słabi, bo ulegają swoim zachciankom, a ja jestem silna. I szukałam potwierdzenia, żebym mogła dalej w tym tkwić. Myślę, że byłam wtedy w podobnym punkcie jak ty. Bo byłam doskonale świadoma tego co się ze mną dzieje i co jest tego przyczyną. A to jest połowa sukcesu, bo lekarz powiedział mi, że wymaga wiele czasu, aby w ogóle postawić diagnozę. I o dziwo usłyszałam, że jestem na dobrej drodze i że sama potrafię sobie z tym poradzić. Bardzo mnie to wkurzyło, bo oczekiwałam, że ktoś będzie mi współczuł i razem ze mną się użalał. Dostałam leki. Nie powiem, mi pomogły. Dały dystans, siłę, poprawiły nastrój. Koniec końców wyszłam z tego. Nie powiem, że to nie wraca. Czasem mam jeszcze odpały, ale ja już mam taką depresyjną naturę, mimo to jest to chwilowe i bez żadnych negatywnych konskekwencji.
Niemniej teraz jestem zupełnie inną osobą. I mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że to co teraz robię, w sensie, że sobie ćwiczę to jest tylko i wyłącznie pasja i nie nosi już żadnych znamion niezdrowych obsesji. Wreszcie czuję się wolna.
Nie chce mi się tu w szczegółach rozpisywać całej mojej historii. Wysyłam ci powiadomkę