Ostatnio oglądałem pewien film wojenny.Pokazana w nim była scena walki wręcz, kiedy żołnierzom skończyły się naboje.Walka przeniosła się do tzw. parteru, w którym silniejszy żołnierz wbił bagnet w serce drugiemu /niestety zginął ten dobry/.I tak sobie pomyślałem, że faktycznie na froncie mogą się znaleźć różni ludzie, z róznym nastawieniem, różną budową fizyczną i doświadczeniem w sztukach walki lub ich całkowitym brakiem.Wiadomo, że żołnierze podczas służby wojskowej w jednostce są uczeni różnych "skutecznych" metod szybkiego obezwładniania wroga.Wiadomo też, że przecież w sytuacji realnego zagrożenia życia jakim jest wojna, kiedy skończy się amunicja lub też trzeba po cichu zdjąć np. strażnika /bez użycia broni z tłumikiem/, nie ma czas lub miejsca na widowiskowe pojedynki z użyciem wyszukanych technik, wyskoków czy knock out'ów po jednym "strzale" nogą czy ręką.Jakie jest wasze zdanie na ten temat?Jak myślicie czy istnieje na takie sytuacje jakieś jedno szybkie rozwiązanie?Czy krav maga lub bjj które ćwiczą izraelskie i amerykańskie odzdziały wojskowe jest jedynym-dobrym rozwiązaniem?
Pozdrawiam serdecznie!