Na jednym ze staży międzynarodowych KM Richard Douieb podał następujące informacje:
1.
Statystycznie zejście śmiertelne następuje po 7. ciosie nożem.
2.Miejsca witalne naszego organizmu są zazwyczaj dobrze chronione (serce i płuca - żebra, obręcz barkowa, mostek, kręgosłup), poza tym nóż musi być bardzo ostry, a używający go wprawiony w zadanie takiego jednego kończącego ciosu na walczącym, oporującym broniącym się człowieku.
Wyjątek - tętnice szyjne. Dlatego walcząc z przeciwnikiem uzbrojonym w nóż "cofa się" gardę, żeby w razie czego dostać chlaśnięcie na ręce, a nie na szyję.
3.Jeden z instruktorów Federacji Europejskiej walcząc z nożownikiem w Marsylii wybronił się i lekko zmasakrował przeciwnika, ale zaliczył przy tym 37 ran. Przy czym mówił, że zorientował się, że walczy z nożownikiem, gdy był już mocno pocięty. Stawia to pod znakiem zapytania niektóre wypowiedzi, że jedno cięcie i mamy "po zawodach". Z drugiej strony odkreśla się, że jest to jednostkowy przypadek, który nie może stanowić wzoru ani świadczyć na korzyść ewentualnej skuteczności technik obrony przed nożownikiem. Czyli mamy swoistą równowagę - można się obronić, ale przeświadczenie o skuteczności należy włożyć między bajki.
4.Na walkę z nożownikiem najlepszy jest baton lub inny przyrząd, który pozwoli nam na kontrolowanie dystansu. Zapodałbym linka do walki pewnej japońskiej policjantki uzbrojonej w batona z nożownikiem, ale niestety nie pamiętam strony...
5.Podejmowanie walki z nożownikiem jest najbardziej chyba ryzykowną sprawą. Jeżeli nie występuje świadomość 100% utraty życia to nie powinno się wdawać w taką walkę. Jeżeli mam pewność, że przeciwnik dąży do pozbawienia mnie życia, wtedy nie mam nic do stracenia, więc walczę - "a może się uda". Jeżeli chodzi mu tylko o portfel/telefon/cokolwiek innego nie należy podejmować walki.
6.Trenować obronę przed nożem jak najbardziej należy. Dlaczego? Po pierwsze, żeby dać sobie chociaż
cień szansy, jeżeli znajdziemy się w podobnej sytuacji. Po drugie: rozwój motoryczny. Odsyłam do wypowiedzi
Caviora na temat obrony przed nożem i mieczem w aikido.
7.Jeśli nawet wygram walkę z nożownikiem, to wcale nie znaczy, że za chwilę nie padnę od odniesionych w tej walce ran lub że będę niepełnosprawny do końca życia.
Tyle jeśli chodzi o nóż.
Jeśli chodzi o sens istnienia systemów combatowych.
SYSTEMY COMBATOWE MAJĄ W PIERWSZEJ KOLEJNOŚCI NAUCZYĆ SAMOOBRONY, A DOPIERO PÓŹNIEJ WALKI WRĘCZ!!! Dlatego chcąc mieć dobry "system bazowy" SPORTOWCOM KM nie wystarcza. Do obrony na ulicy TAK. Posłużę się przykładem podanym przez "
Jodana": "Jeden woli ciąc drzewo piłą tarczową, inny pilarką łańcuchową. Obie są do tego znakomite. Ale ktoś kto woli rżnąć piłą twoja-moja sam skazuje się na gorsze wyniki. Nie można go porównywac z dwoma poprzednimi" - dokładnie. SPORTOWCY wybierają podobne "narzędzia", oferujące cokolwiek innego. Pytanie brzmi: czy drzewo ścięte piłą "moja-twoja" będzie ścięte gorzej? A może lepiej? A może tak samo, tylko że ścinający stawia sobie inne cele, niż "wyniki sportowe"? Czego więc szuka 99% trenujących systemy combatowe? a)skutecznej samoobrony przez typowymi zagrożeniami ulicy, b)formy aktywności ruchowej (coś na zasadzie "przyjemne z pożytecznym"), c)doskonalenia zawodowego: służby mundurowe - taktyka i techniki interwencji, użycie broni w walce, płynne przejścia z działania w szyku (ochronnym, bojowym) do walki z napastnikiem i na odwrót itp., d)ciekawych i rzadko spotykanych gdzie indziej rozwiązań taktycznych, e)powiązania walki wręcz z taktyką strzelecką, f)"aplikacji" do innego "systemu bazowego". Powyższe cele i oczekiwania zostają w dobrej sekcji combatowej zrealizowane. Jak widać, wśród wymienionych przeze mnie celów nie ma "nauki zdobywania punktów" ani "wyszkolenia zawodnika sportowego". Do tego są sporty walki, a nie systemy. Najbardziej obrazuje to swierdzenie jednego moich uczniów, który przeniósł się do mnie z MT - miało to miejsce podczas naszej rozmowy po treningu na temat sportów walki - "dla sportu to ja biegam". Podkreślam jednak, że była to tylko i wyłącznie wypowiedź tego człowieka, nie oceniam jej i nie rekomenduję ani jej negowania, ani pójścia w jego ślady.
Temat metodyki treningowej i ściśle z nim związana sprawa "paradoksu Kano". Atakowanie KM i jej instruktorów o czerpanie z doświadczeń metodyki sportowej to sprawa dla mnie niezrozumiała. Posłużę się tu systemem, w którym mam największe doświadczenie, mianowicie KM: "twórca" systemu zanim go "stworzył" był przecież zawodnikiem wielu styli kontaktowych. "Tworząc" system przeniósł więc do niego nie tylko techniki, ale również metodykę treningową. Stąd była ona "od zawsze" w KM. Problem zaczął się pojawiać, gdy zaczęto w Polsce "produkować" pseudo-instruktorów "na potęgę", bez solidnego ich wykształcenia i przygotowania. Tak pojawiły się uproszczenia i trenowanie technik w sposób statyczny.
Jeśli zaś chodzi o paradoks Kano, to nie raz i nie dwa na treningach występowały pęknięte ochraniacze, porozbijane nosy i
łuki brwiowe, poobcierane do krwi łokcie od nauki prawidłowego uderzania, KO spowodowane zbyt mocnym uderzeniem w krtań czy podstawę czaszki albo poddanie walki bo "oko załzawiło" od ciosu na oczy lub włożenia palca. W KM istnieje więc powiązanie metodyki kontaktowej i niekontaktowej - ze zdecydowaną przewagą tej pierwszej. Trenując C56 w Poznaniu również zdrowo się tłukliśmy, więc opowieści o braku kontaktowości na treningach można sobie włożyć w buty.
Najbardziej jednak zastanawia mnie, że najwięcej w tej kwestii do powiedzenia mają ci, którzy nigdy tego nie robili ani nie widzieli w porządnej sekcji KM czy innego combatu. A gdy o tym mówię, to słyszę, że jestem kłamcą.
Zmieniony przez - wilk80 w dniu 2006-03-30 17:27:51