o wycinek z artykulu o mnichach w shaolin
Zajadamy się potrawą z węża. Darek opowiada, jak dwa dni temu miał kontakt z siwu – mistrzem kung-fu. – Ten mnich to prawdziwy wychowanek klasztoru Shaolin. Dłonie miał tak mocno pozbijane, że kostek nie było widać. Kiedy dałem mu swoją dłoń, myślałem, że mi ją zmiażdży, taki miał uścisk. A jak widzisz, “przecinkiem” nie jestem – śmieje się Darek. – Ten człowiek*********energię Qi – czi. Jest to nadprzyrodzona moc w kung-fu. Używanie przez siebie zgromadzonej energii. Tę energię mają tylko mnisi z klasztoru. Nabywają ją poprzez wieloletnią medytację. Jest to filozofia zaczerpnięta z ksiąg zen, buddyzmu. Mistrzowie z pokolenia na pokolenie przekazują wierszowane teksty swoim uczniom. Mają pomóc im w zrozumieniu i właściwym wykonywaniu technik. Głowa ma być niczym szczyt fali. Ręce mają poruszać się jak meteory. Tułów ma być elastyczny jak wierzba. Dopiero wtedy ruchy będą wykonywane z wyczuciem i intuicją. To podręczniki sprzed tysiąclecia, zawierają wskazówki,
jak walczyć – wyjaśnia. – W klasztorze, w którym uczy, zademonstrował na mojej ręce próbkę możliwości Qi. Uderzyłem moją dłonią w jego rękę. Energia, którą włożyłem w uderzenie, wróciła z powrotem. Było to coś wstrząsającego. Fala ciepła uderzyła prosto w ramię. Od razu po uderzeniu sparaliżowało mi całą rękę i przestałem ją czuć, by po paru minutach wszystko odeszło. Jestem pewien, że zrobił to tak, aby energia nie rozeszła się po całym ciele. Jeżeli by to uczynił, wyłączyłby mnie całkowicie, łącznie z sercem. Takie typy mogą zahipnotyzować wzrokiem – opowiada Darek.
znaczy sie kaszpirowski! juz wiem gdzie zniknal