Ostatnio przytrafiła mi się taka akcja:
spacerowałem z narzeczoną w parku - sporo osób, bawiące się dzieci itp. W pewniej chwili minelismy się z kolesiem prowadzącym sporego owczarka na smyczy. Niby standard, a jednak... w pewnej chwili pies 'zapienił sie' i rzucił się w moim kierunku z kłami (smyczy była długa, a ja znajdowałem się bardzo blisko, gdyż zwierz nie zachowywał się wcześniej agresywanie). Intuicyjnie odskoczyłem do tyłu, a właściciel chwycił mocno smycz siłując się z ujadającym i warczącym psem (standardowe zachowanie). Będąc w lekim szoku (swego czasu zostałem zaatakowany przez dwa psy i... do dziś nosze ładną blizne na nodze). rzuciłem do właściciela textem "gdzie on ma kaganiec!!??"... no i - ku mojemu zdziwieniu - strasznie go to zapieniło... :-/ Masakra... facet zaczął się pluc, wyzywać mnie i grozić (plus texty typu "jak chcesz zeby miał to sam mu go kup!" itp).
I terez... dylemat - dwie opcje:
1) pierwsza myśl to... atak... nastukać palantowi, bo naprawde STRASZNIE nie lubie takiego kozaczenia!
2) myśl która jako druga przyszła mi do głowy... nie dać się sprowokować i grzecznie wycofać się z tego staracia.
Ostatenie to własnie ta 2-ga myśl przemówiła do mnie bardziej... powód był prosty: pies... któremu przez cały czas BARDZO nie podbał się moja osoba. Do tego jeszcze dochodzi fakt iż byłem z narzeczoną, która nikomu nic nie winna musiała by stać się swiadkiem tej - na szczęcie niedoszłej - zadymy.
Na plus dla mnie przemawiał gaz który przez cały czas tymałem 'w pogotowiu', mimo to jednak... stwierdziłem ze szanse mam jakieś takie 'srednie' (pies to jednak pies... a do tego jeszce, krzyczący coś planat... ponadto - gaz wcale taki idealny nie jest... wiadomo).
OK, to tyle... tak własnie przedstawia się moja ostatnia 'ackja'... nikomu NIE polecam, choć w tym akurat wypadku po prsotu nie dało się tego przewidzieć (zaskoczenie!).
Pozdrowionka i uważajcie na siebie!