HIV a treningi

Załóżmy że do sekcji przychodzi nowy człowiek. Chce trenować, ale jest nosicielem wirusa HIV. Jak byście zareagowali? Czy nie zaakceptowalibyście taką osobę na treningach? Czy jeżeli prowadzicie sekcję przyjelibyście takiego człowieka? Ciekawi mnie zdanie forumowiczów.

isengrim, poczytaj uważnie, co napisałem o podobieństwach z ćwiczeniem kata. pozornie tez żadnej mozliwości zakażenia, ale poczytaj i to, co chyba na 1 stronie pisali o tym spece od ćwiczenia form! i nie męcz mnie więcej, jesli nie chce ci sie czytac tematu od poczatku.

Hmm ciężki problem, osoba ta może przecież zostać w jakiś sposób zraniona, krew z wargi, nosa i wiadomo czym to grozi... Z drugiej strony nie jestem za tym, żeby w jakiś sposób ludzi ograniczać, dlatego myśle, że mógłby trenować np kata, pojedyńcze techniki, ale nie sparingi... Poza tym taka osoba, jeśli ma w sobie trochę pomyślunku raczej nie będzie się na takie rzeczy porywała..

szczerze powiem ze nie mialem do czynienia(chyba?) z osoba ktora jest nosicielem wiec nie wiem jak bym zareagowal ale wydaje mi sie ze jestem osoba tolerancyjna jednak nie w tym przypadku tak jak powiedzial poprzednik kata techniki w kihonie ew trening na tarczy(uzywanej tylko przed ta osobe) tak ale nie wyobrazam sobie jak taka osoba by walczyla w np kyokushin karate gdzie nie ma ochraniaczy na rece i krew jest praktydznie standardem na treningach ryzyko jest ogromne

Temat ciężki, ale istotny.
Przecież rozkrwawić to sobie można nawet pięści przy pompkach seiken - czyli seiken powinna ta osoba też robić na osobnym kawałku podłogi. A ponieważ nogę też może sobie np o tarczę zranić to nie powinna chodzić tam gdzie reszta trenuje na bosaka i też ktoś może mieć rankę na stopie i się zarazić itp. itd.
Słowem - nie da się wg mnie na treningu sw wyeliminować ryzyka zakażenia współtrenujących. A choroba jak by nie patrzeć jest straszna i nieuleczalna. Zatem taka osoba nie powinna ćwiczyć sw w sekcji.
To nie jest kwestia dyskryminacji chorcyh na HIV. Nikt, kto cierpi na jakąkolwiek zakaźną chorobę nie powinien ćwiczyć sw w grupie, wszystko jedno czy to będzie żółtaczka, ospa, HIV, ebola, różyczka czy sars. Osobną kwestią jest brak jakichkolwiek badań lekarskich (nie mówiąc już o badaniach okresowych) eliminujących chorych zakaźnie w wielu sekcjach.

Nie powinien ćwiczyć. To nie ma nic wspólnego z nietolerancją - chodzi o bezpieczeństwo pozostałych ćwiczących i samopoczucie psychiczne. HIV'a można wykryć dopiero jakiś czas po zakażeniu. Jeżeli na sali dojdzie do kontaktu który choćby teoretycznie mógłby skutkować zakażeniem to ktoś może mieć przez parę miesięcy schizy czekając do momentu kiedy test stanie się wiarygodny. Poza tym, po co kusić los?

Jasne, takm samo jest we wszystkich chyba sportach kontaktowych, gdzie ryzyko infekcji jest przecież ogromne.

Również jednoznaczna odpowiedź - przeciw. Nie róbmy z siebie idiotów w imię politycznej poprawności. W tym wypadku bezpieczenstwo ćwiczących jest ważniejsze niż czyjekolwiek dobre samopoczucie.
No cóż, niestety sporo osób zakażonych wirusem Hiv nawet o tym nie wie więc ryzyko zarażenia tak czy inaczej istnieje.

Sam równiez się nad tym zastanawiałem. Niejednokrotnie po treningu grapllerskim zdarzało się, że zarówno ja jak i moi koledzy mieliśmy koszulki i kimona we krwi. Mozliwość zakażenia nie jest zbyt duża, ale jeżeli juz do niego dojdzie-to wiemy co sie dzieje...
Ryzyko jest zbyt duże. Tutaj przede wszystkim osoba wiedząca o swojej chorobie SAMA powinna wiedziec, ze stanowi potencjalne zagrożenie. Ja rozumuje w ten sposób-jezeli jestem chory-NIE CWICZĘ. Byłoby ciężko, ale nie bede narazal zdrowia i zycia kolegów! To w koncu wazniejsze niz mój osobisty komfort, jaki dają mi ćwiczenia.

trudny temat ale przecież istnieją sporty bezkontaktowe

Tak jak poprzednicy mówią... W tych sportach krew potrafi sie lać często i gęsto więc przeciw jestem

mam w sekcji kolegę, któremu na treningach regularnie pekają naczynka pod skórą na karku. po kazdym randori z nim moje kimonko jest nakrapiane na czewono. gdyby on i HIV... brr.