Mam ogromny problem, który aktualnie przekłada się na moje funkcjonowanie fizyczne i psychiczne. Mam problem z tyciem.
Od razu przedstawię jak najlepiej potrafię swoją sytuacje:
Kobieta, lat 24, waga z dziś (24.04.19) to 59,6 kg przy 167 cm BMI: 21.51 ( nie sugeruje się nim, wychodzę z założenia, że przy racjonalnym żywieniu, waga zatrzyma się w momencie, gdy mojemu organizmowi będzie to odpowiadało ).
Ćwiczenia/treningi:
Codzienne rozciąganie na czczo przez minimum 15 min (taka dobra rozgrzewka).
Treningi różnie, ale staram się zrobić choć jedne interwały na tydzień, ogólnie codzienne długie i w szybkim tempie spacery z psiakiem.
Niestety tryb nauki i pracy-siedzący.
Dieta:
Tylko proszę uszanować mój wybór.
Jestem na diecie roślinnej, na ten moment testuje surowy weganizm, ale i tak jem w 30% nie ,RAW'.
Piję minimum 2 l wody ( ciągłe pragnienie mimo spożywania wraz z pokarmem dużych ilości wody ).
Kawy i herbaty nie pijam, sporadycznie owocowe i ziołowe.
Jestem od 11 marca tego roku na IF, na początku jadłam przez 10 godz, po jakimś czasie przez 9-8, teraz moje max to 6 godz i raz w tygodniu wprowadzam okno tylko na 4 godzinki.
Nie mam określonej liczby kcal, staram się jeść ,intuicyjnie', z umiarem. Zresztą- co mam się pilnować na i tak już ,restrykcyjnej' diecie.
Stan zdrowia:
Ogółem dobry, mam wysoką odporność, krążenie nawet za dobre-jest mi wiecznie gorąco i pocę się na całym ciele, jednak głównie na twarzy-co dla mnie jako kobiety jest naprawdę wstydliwe i uciążliwe. Jeżeli chodzi o trawienie, co jest moją zmorą-od zaparć do biegunek i luźnych stolców. Oczywiście okropne wzdęcia, czasem mam wrażenie, że mój brzuch wybuchnie. O wiatrach już nie wspominając. Co najdziwniejsze, dosłownie Z A W S Z E po wypróżnieniu się dzień przed ważeniem ( od pewnego czasu robię staję na wagę co drugi dzień ) moja waga zamiast spadać co byłoby logiczne- wzrasta. Nie wiem jak, nie wiem co.. Natomiast gdy ,przetrzymam' i wypróżnię się dopiero po ważeniu-waga spada ( piszę tu o np 0,1 -0,3 kg ). Nie jestem zdesperowana na tyle, żeby przejmować się takim małym spadkiem lub wzrostem, ale już 0,7-1 kg wzwyż mnie martwi i powoduje smutek, ponieważ staram się schudnąć. Tak, moim celem jest powrót do wagi, w której czułam się najlepiej-50 kg. Do załącznika dołączam dziennik wagi. Dodam też, że w dzień przed ważeniem zawsze pilnuję się jeszcze bardziej.
I jeszcze istotny szczegół-moje ,byłe' i stałe suplementacje.
Kiedyś ( rok temu od lutego do ok października ) :
Spalacze tłuszczu:
Yohimbina, Thermal Pro, Thyrotherm, no i kwas CLA. Nie chce liczyć ile się tego nałykałam, ale kupiłam po trzy opakowania po każdym.. Zjadłam wtedy chyba swój mózg, ale byłam pod naprawdę silną presją otoczenia.
Niestety miałam też epizod z Novothyralem (trzy opakowania).
Kiedyś ważyłam 45 kg, figura modelki, mocne interwały co drugi dzień, bardzo mało tłuszczu i ładnie widoczne mięśnie. Było to okupione jednak zbyt dużym ,cierpieniem'. Musiałam przytyć, ok- doszłam do 52 kg i czułam się naprawdę dobrze. Wtedy jeszcze jadłam mięso i nabiał- byłam fanką tuńczyka .
Teraz:
Leczę się już od 13 roku życia na depresję i nerwicę, aktualnie biorę Fevarin, zaczynam schodzić z tego leku z racji moich problemów ze snem.
Proszę o pomoc. Jestem już wykończona tym wszystkim. Przyjmę każdą (konstruktywną i kulturalną) radę.
Pozdrawiam, miłego dnia.