Kiepsko znoszę większe ilości węgli w diecie. Poniżej opiszę jak się czułem i może ktoś podpowie, co jest tego powodem albo ewentualnie, jakie badania zrobić.
Od trzech lat moja główna forma aktywności to rower (wcześniej siłka). Od wiosny zeszłego roku (2016) zacząłem bardziej pilnować kolarskiej michy. Internety radziły, żeby podstawą diety były węglowodany. No to jadłem ryż/kasze, płatki owsiane, rodzynki, miód, owoce trochę pieczywa (około 400-500g węgli na dzień). Początkowo na tej diecie czułem się w miarę dobrze, ale im dłużej na niej byłem tym gorzej się czułem. Latem byłem w stanie zrobić tylko 1 dość intensywny trening w tygodniu, po którym resztę tygodnia dochodziłem do siebie. Kiepsko regenerowałem się, mięśnie ud praktycznie cały czas mnie lekko bolały/piekły. We wrześniu było jeszcze gorzej. Ciągle miałem lekko wzdęty brzuch, do tego czułem się zmęczony i zamulony. Były dni, że po powrocie z pracy od razu kładłem się spać i spałem do rana. Nie wiem czy to po tym, co jadłem, ale pojawił się również problem ze skóra głowy.
Na październik, listopad i grudzień zaplanowałem redukcję. Jak parę lat temu robiłem redukcję to dobrze czułem się na low carb, więc i tym razem obciąłem węgle do około 100g na dzień. Po tygodniu tej diety poczułem się jak nowo narodzony. Odmuliło mnie. Z czasem uda doszły do siebie. Od listopada w weekendy robię 1 dzień z dużą ilością węgli – po 1 dniu na węglach czuję się dobrze. Pomimo tego, że jeszcze jestem na redukcji (przez 3 miesiące -5kg) to mam więcej energii niż np. latem. Czuję się wypoczęty. Na rowerze jeździ się dużo przyjemniej.
Nie zamierzam wracać do dużych ilości węgli w diecie, ale chciałbym wiedzieć co może powodować takie objawy i czy jest się czym martwić.