Teraz jestem znacznie bardziej zdesperowana - stąd też temat i fotki etc. Jestem gotowa coś zmienić. Kilka słów na temat mojej budowy morfologicznej - specem nie jestem, z tym tematem ledwo spotkałam się na jednym, półrocznym kursie podczas studiów, ale określiłabym ją jako leptosomalno-atletyczną. Tj. jak jadam wszystko i nawet się nie ruszam to tragedii nie ma - jakby siada bardziej na te uda i dupsko, ale brzuch- o dziwo - pozostaje całkiem płaski. Z moją budową świadoma jestem tego, że tyczką nigdy nie będę... może, że zacznę się odchudzać/głodzić, ale nie uznaję czegoś takiego jak diety. Sądzę, że wszystko powinno się opierać na trwałej zmianie w stylu życia i sądzę, że czas na taką zmianę nadszedł.
Teraz więcej o diecie - wcześniej mówiłam, że jadałam w sumie wszystko i zawsze. Teraz staram się jadać co 3h małe porcje. Był epizod na końcu zeszłego roku, początku tego, że rzuciłam węgle całkowicie. W ogóle nie jadłam żadnych pieczyw, makaronów, ryżów, kasz etc - w żadnym posiłku. Trwało to może 3 miesiące i efekty były prawie żadne, natomiast po tym czsie pojawiło się u mnie coś takiego, że po prostu zaczęłam rzucać się na słodycze.... Więc uznałam, że już lepiej 2 -3 kromki ciemnego chleba zjeść za dnia. Albo dosypać garść ciemnego makaronu do warzyw, ale nie mieć takiej dziwnej reakcji - chyba po prostu mój organizm domagał się węgli. No i apetyt na słodkie zmalał.
W tym semestrze, kiedy zaczęłam badania do pracy magisterskiej i spędzam godziny w laboratorium to dieta znowu staje się problemem - jedyne wyjście żeby nie siedzieć głodną to ta ciemna bułka z jogurtem naturalnym - zastanawiam się czy nie lepiej robić i pakować sałatki? Praca i dieta to rzeczy, które niestety się gryzą :/
Dorzucam jeszcze fotkę imho najzaj**istszej kobiecej sylwetki- moja inspiracja! :D