Od jakiegoś czasu czytam i podczytuję, nadszedł zatem czas (w końcu), bym zwróciła się do Was o pomoc.
Miałam już kiedyś konto na SFD, wkleiłam też własną, wypoconą w mękach michę. Niestety ze strony Panów (w tym miejscu pozdrawiam serdecznie ) nie uzyskałam wsparcia i odpowiedzi na nurtujące mnie pytania. SFD w moim wykonaniu padło wskutek braku porady odnośnie treningu.
Zawsze do wszystkiego muszę dojść po swojemu, jestem z gatunku tych co to "mamo, ja siama". Skoro jednak totalnie się pogubiłam w tak istotnej sprawie postanowiłam oddać się w najbardziej kompetentne, IMO ręce. Tak jest, w Wasze kompetentne rączki. Podejrzewam, ze zbytni cukier nie jest tu do końca na miejscu, bo jak ustawa przewiduje czeka mnie tradycyjny opyerdol stulecia , ale tego się właśnie spodziewam i z godnością (może nawet ekscytacją) przyjmę go na klatę
A zatem konkrety:
"Odchudzam" się od około 6-7 lat, z przerwami. Nie zaskoczę Was pewnie stwierdzeniem, że to właśnie tej pierwszej "diecie" zawdzięczam swe późniejsze problemy. Nie będę Was jednak zanudzać tym, co było kiedyś (podsumujmy tylko, że było ŹLE), skupię się na tym co było ostatnio.
Gdzieś tak od lipca mój żarciospis to jeden wielki żart. Z okazji pisania "magisterki last minute" trzeba było na jakiś czas zrezygnować z niektórych przyjemności typu sen czy jedzenie. Następne miesiące to również bardzo intensywny tryb życia i ekstremalne wahania apetytu. Nie bez zaskoczenia przyjęłam fakt, że były okresy, w których przestałam odczuwać głód. Dzielę ten czas na okresy żarcia i niejedzenia (dosłownie, czasem był to zaledwie jeden posiłek dziennie). Tak też zaczęło się moje tycie od niejedzenia.
Brak reakcji na to co się działo z moim organizmem mogę zwalić chyba tylko na chwilową martwicę mózgu.
Nie mam zamiaru wbijać kolejnych gwoździ do własnej trumny, nie posiadam też aspiracji by zostać najgrubszą anorektyczką świata (a mój dotychczasowy sposób odżywiania zbliża mnie niebezpiecznie do pań o takowym profilu psychologicznym). Ogarniam się więc i podaję do publicznej wiadomości co postanowiłam.
W ostatnim czasie jadłam słabo, niekiedy pewnie mniej niż tysiąc kcal. Nie trzęsę jednak tłuszczem w przyciasnych portkach na samą myśl o przytyciu paru kilosów w słusznej sprawie.
Michę ustaliłam zatem na 1800-1900 kcal z rozkładem BTW 130/90/130. Zdecydowałam się na zbilansowaną (by było z czego ciąć węgle "kiedyś tam"), ale na LC także spojrzę przychylnym okiem jeśli ktoś widział by mnie raczej w takich klimatach.
Pierwej będzie ankieta:
Wiek : 25
Waga : 75,3
Wzrost : 165
Obwód w biuście : 106
Obwód pod biustem : 89
Obwód talii w najwęższym miejscu : 84
Obwód na wysokości pępka : 100
Obwód bioder : 104
Obwód uda w najszerszym miejscu: 63
Obwód łydki : 37,5
W którym miejscu najszybciej tyjesz : brzuch, plecy, nuki
W którym miejscu najszybciej chudniesz : brzuch
Uprawiany sport lub inne formy aktywności: siatkówka, aktualnie 2 razy w tygodniu po 1,5h
Co lubisz jeść na śniadanie: ostatnio kawa i papieros. Ogólnie owsianka, jajecznica, kanapki, omlet
Co lubisz jeść na obiad : zupy, makaron/ryż/kasze z mięchem i warzywami
Co jako przekąskę : orzechy, migdały, czasem coś niezgodnego z prawem SFD
Co jako deser : ciasta, ciastka, ciasteczka
Ograniczenia żywieniowe : wszystkożerna, jak chomik
Stan zdrowia, czy regularnie miesiączkujesz, czy bierzesz tabletki hormonalne : tabletki odstawiłam w zeszłym miesiącu
Preferowane formy aktywności fizycznej : najbardziej siata, ale sport to sport, każdy dobry :)
Stosowane aktualnie i wcześniej preparaty : nigdy nic :D
Stosowane wcześniej diety : niskokaloryczna, MŻ, dieta oparta na IG, rozpiski od dietetyka
Planowana micha na jutro:
Warzywa: pieczarki, szpinak, włoszczyzna itp. (dokładnie dodam jutro).
I tu moje zasadnicze pytanie - czy większość posiłków mogę jeść w formie zup? Przyznam szczerze, ze jakoś łatwiej przechodzą mi one przez gardło i mogę w nich upchnąć więcej warzyw. Parę razy w tygodniu zupa z kurzej nuki z warzywami, spożywana z ową nuką? Czy nie bardzo?
Moje bitter-słit focie
Jak widać wszelakie mięśnie jakie posiadałam, wskutek działania siły grawitacji skupiły się w łydach
Jeśli chodzi o trening to na razie nie mam możliwości pójścia na siłownię, pozostaje trening w domu, ale nie mam sprzętu (jedynie pierdoły w stylu stepper i twister). Mam opcję załatwienia piłki, pozostałe elementy domowej sali tortur musiałabym sobie zrobić lub dokupić. Na razie w oko wpadł mi trening z tego linku klik, a mianowicie
Trening Na tydzien1.
Miekkie Nogi;
1 burpee; 15 przysiadów
2 burpee; 14 przysiadów
3 burpee; 13 przysiadów
...........
15 burpee; 1 przysiad
i dalsze.
I tu pojawia się pierwsze pytanie demaskujące mój brak wiedzy na ten temat - czym różni się trening wytrzymałościowy od siłowego, w sensie czy można je stosować zamiennie czy wytrzymałościowy jest jedynie ładnym, acz wypruwającym flaki dodatkiem do siłowego?
Doyebcie mi trening zgodnie z zasadą "co jej nie zabije to ją wzmocni", w zamian obiecuję nie pytać czy po tygodniu ćwiczeń będę miała w łapie tyle co Pudzian
Powtórzę jeszcze raz pytania, które mnie nurtują:
1. Zbilansowana czy LC? I czy dobry rozkład oraz kaloryczność przyjęłam?
2. Co z zupami?
3. Czy ten trening jest odpowiedni?
4. Wytrzymałościowy a siłowy - czy zamienne?
IMO nie jestem głupia (dokładnie wiem, co jest tak a co nie tak), jestem za to idiotką, bo nie wprowadzam tego w życie.
Uderzam więc do Was drogie Panie: z moją nieprofesjonalną michą, brakiem obeznania w dziedzinie treningu, chwilową niemożnością odbębnienia męki pańskiej na siłowni, zdjęciami rodem z archiwów Greenpeace, ale też z dużą dozą samozaparcia i pokory. Nie mogę się wręcz doczekać, by skopać swój tłusty tyłek! Pomożecie?
Zmieniony przez - ines w dniu 2011-11-15 18:57:35