Drogie panie, dostrzegacie sprzeczność tam gdzie jej nie ma (teraz nastąpi kurs psychologii na poziomie powiatowym
)
albowiem
zaprawdę powiadam wam
akceptacja własnego ciała to jedno
a
walka z tłuszczem to drugie
akceptacja polega na zdaniu sobie sprawy z aktualnego stanu, dokonaniu obiektywnej oceny i stwierdzeniu, że jaki ten stan by nie był, to nie jest on powodem do tragedii i że nasze ciało, z racji iż jest nasze nie powinno być źródłem frustracji, a przeciwnie, dostarczać nam przyjemności wszelakiej natury i służyć nam jak najlepiej niezależnie od aktualnej formy
w ramach akceptacji możemy więc mieć "ciałko", "figurkę", być "sexy", "laską", "dobrym towarkiem", "bejbe" czy co tam innego sobie któraś z Was wymyśli, ale na Boga - w formuje akceptacji nie mieści się gloryfikacja
tłuszczyku !!! Czujemy się dobrze w swoim ciele, a nie w swoim tłuszczu - oto właściwy
mindset
tak więc kochając swe kochane i niewątpliwie atrakcyjne ciałka równocześnie wydajemy bezlitosną wojnę
***anemu sadłu które niszczymy przy użyciu wszelkich dostępnych środków na lądzie, morzu i w powietrzu, howgh