Ale do rzeczy, miałem 10 kg nadwagi, postanowiłem to zrzucić, biegi i ćwiczenia pomogły zrzucić 5 kg, pozostałe 5kg ani rusz, głodówki urządzałem i nic, przypomnę że wciąż było piwko w nocy. Zacząłem więc liczyć kalorie: 800kcal piwko nocne, śniadań nie jadłem, obiadów też nie, tylko sałataka na kolacje 800 kalorii, a więc łącznie 1600 kalorii a do tego bieganie albo siłownia i tak przez 3 miesiące, mówię sobie, nie ma bata, musze schidnąć.... Niestety waga ani drgnęła. wkurzyłem się i odstawiłem browary, słuchajcie 1 tydzień i waga poleciała o 2 kg, drugi tydzień, drugie 2 kg, po niespełna 3 tygodniach schudłem tyle ile chciałem.
Po co to piszę?, ano do tych piwoszy, co to ćwiczą, właściwie się odżywają, biegają, ale uwielbienie do CODZIENNEGO NOCNEGO piwka mają.
Przy piwie liczenie kalorii niepomaga!, nie wiem dlaczego, nie mam pojecia jak to działa, ja liczyłem, wliczałem kaloriw z piwa i teoretycznie powinienem chudnąć w oczach a nie chudłem, może to co na etykicie piwa to dużo, za mało? może tu jakieś inne mechanizmy działają, ale ciężko schudnąć.
Jeden tydzień się zawziąłem piwsko było, bez śniadań, bez obiadów, tylko sałatkowe michy, ale do tego 15 km codziennie biegu, wtedy owszem, powoli ale waga spada, no ale to już dla naprawdę dla celów eksmerymentalnych.
To tyle, może komuś, za jakiś czas się przyda ;)
Oczywiście piwko jest dla ludzi, tak jak i wino i inne trunki, no ale ten opis dotyczy codziennych piwoszy, takich jak ja, a wiem że takich jest cała masa, teraz jak wieczorem stoje przy kasie w markecie, a przede mna kolejka facetów, to co drugi browar taszczy, głównie 4pak.
pozdr.