Jestem kobietą, dyma burn biorę od 4 tygodni. Na razie tylko jedną kapsułkę rano na czczo, inaczej mój organizm się buntuje. Póki co jest ok. Jak zaczęłam brać dyma ważyłam 82 kg, przez zimę przytyłam jakieś 9-10 kg. Od 6 lutego zleciało mi jakieś 4,5 kg. Nie wiem czy to zasługa dyma, diety czy wysiłku fizycznego. Chyba wszystkiego po trochu.
Proszę powiedzcie czy nie wyrządzam sobie jakieś krzywdy, bo dużo na temat dyma się naczytałam.
Mój dzień wygląda tak:
5.00 pobudka - 1 kapsuła dyma
5.30 śniadanie - bułka z twarożkiem, szynką, pomidorek, herbata owocowa (dawniej kawa)
9.00 II śniad, pół bułki z szynką, twarożkiem, pomidorem, jabłko lub inny owoc
12.30 III śniad. jestem nadal w pracy i nie mam możliwości jedzenia czegoś innego i naprawdę jestem w tej materii ograniczona, czyli znów powtórka z godz. 9.00, druga połowka bułki, nie chcę sie faszerować żadnymi chińskimi zupkami. Czasami jem jakiś jogurt z ziarnami. Jak czuję nadal głód to jem jabłka.
15.30 nareszcie w domu, normalny obiad, ale proporcjonalnie do poprzednich posiłków, czyli nieduża porcja.
I tu zaczynają się schody. Już do wieczora mogłabym nic nie jeść. Ok 18 wmuszam w siebie jogurt naturalny albo jakiś twarożek. Zauważyłam, że jak już nic nie zjem to w nocy mam rewolucje żołądkowe, boli mnie brzuch, mdli, ogólnie fatalnie. A jak rano wpakuje sobie dyma to resztę dnia ból zapewniony.
Tak wygląda moja dieta, trochę monotonna, ale dużo czasu spędzam poza domem.
Wysiłek fizyczny.
W domu mam orbitreka york'a z programami. Ćwiczę w miarę regularnie. Codziennie lub co drugi dzień. Czasami jak mam powera to ponad godzinkę, w drugi dzień robię przerwę i tak w kółko. Robie sobie też test. Wchodzę na orbiego i jeżeli mam siłę to zasuwam dalej, jeżeli nie to daje sobie spokój. Ogólnie są to sesje 45-60 min na rożnych programach, więc o monotonii nie ma mowy.
Przed treningiem nie biorę już dyma. próbowałam w drugim tyg brać kapsułkę przed treningiem, ale fatalnie się czułam. Taka nieswoja byłam, mdliło mnie przeokrutnie, strasznie pobudzona byłam, miałam szumy w uszach i inne cuda się ze mną działy więc zaprzestałam.
A teraz naczytałam się tych różnych opinii o dyma i trochę mam stracha. Nie jem znowu tak dużo jakby się wydawało, objętościowo są to małe porcje, kcal nie liczę, prowadzę tryb życia siedzący. Więcej ruchu to tylko na orbim. Czy nie za bardzo przeciążam organizm? I ile na takim trybie mogę jechać? Tzn. 1 kapsułka dyma? 100 dni? Teraz leci 4 tydzień. Mogę się od niego uzależnić? Już wiem, że nie ma efki tylko jakieś glony. Ale jakoś nie daje mi to spokoju. Prawie wszędzie czytam, że to jeden z najmocniejszych spalaczy i może za mocno jak na pierwszy raz i to dla kobiety.