Niestety jeszcze 2 lata zanim będę mógł w pełni sam o sobie decydować, więc spalacze tłuszczu nie wchodzą w grę, mama poszła ze mną zapytać o nie jakiejś lekarki, oczywiście prawie że dostała białej gorączki i rzuciła wykład jakie to szkodliwe zanim zdążyłem powiedzieć że chodzi o spalacze na bazie tych wszystkich zielonych herbat i tym podobnych, a nie jakiś proszek do prania z bazaru od przybysza zza wschodniej granicy. Na tym skończył się temat spalaczy. Myślę, że o HMB też nie ma co mówić bo pewnie nazwa zasugeruje że "to jakieś złe sterydy", a mądra pani doktor przyklepie tę opinię nie wiedząc zapewne o czym mówi. Swoją nadzieję widzę w L-karnitynie. Jeśli ta lekarka uzna za niebezpieczne coś co wspomaga pracę serca to stracę wiarę w polską medycynę. ;)
Jest jeszcze coś czym warto się zainteresować, i czy jest sens to brać?
Druga sprawa to dieta. Zapotrzebowanie mam niby na poziome 3.300kcal (2-3 razy w tygodniu siłownia + 4h wf w szkole, jeśli ganianie za piłką albo gimnastyka się liczą). Do tej pory jadłem około 1.500 dziennie i powoli, ale chudłem. W diecie ustawiłem sobie poziom 2.700kcal i wyższy udział białka.