Margit Kossobudzka 20-01-2005
Naukowcy postanowili zepsuć humor tym, którzy mają kłopoty z osiągnięciem dobrej formy. Jak masz złe geny, to ćwiczenia nie pomogą - twierdzą we wczorajszym "Nature". A dziś dowodzą w "Science", że istnieje bezpośrednia zależność między słabą kondycją fizyczną a gorszym zdrowiem
Męczysz się godzinami na siłowni i... nic. Nadal jesteś cherlakiem. Jesz wyłącznie marchewkę, gotowane brokuły i pijesz wodę, a waga ani drgnie. Z wychowania fizycznego miałeś zawsze tróję, usilne próby nauczycieli i rodziców zachęcania cię do fizycznej aktywności kończyły się porażką.
Pociesz się - może wcale nie jesteś leniem, lecz ofiarą swoich genów. Naukowcy właśnie odkryli, że są ludzie - zapewne aż jedna dziesiąta populacji - którym żadne ćwiczenia nie pomogą w poprawie kondycji.
Serce nie rośnie, płuca nie oddychają
Zgodnie z potocznym sądem regularne ćwiczenia fizyczne powinny wyjść nam na zdrowie. W jakim jednak stopniu zmniejszają u ludzi ryzyko chorób wieńcowych i cukrzycy? Takie pytanie postawił kilka lat temu Claude Bouchard z Pennington Biomedical Research Center w Luizjanie (USA). Rozpoczął eksperyment z kilkunastoma ochotnikami, którzy trenowali w laboratorium pod czujnym okiem naukowców. Mierzono im ciśnienie, tętno, pojemność płuc, analizowano krew przed przystąpieniem do ćwiczeń i po ich zakończeniu. Jednocześnie pobierano próbki krwi do genetycznych analiz, tak na wszelki wypadek. Eksperyment trwa do dziś i bierze w nim udział już 740 osób.
Bouchard m.in. sprawdzał, ile maksymalnie powietrza może jednorazowo wciągnąć człowiek do płuc. Ku jego zdziwieniu niektórzy mimo treningu nie byli w stanie ani o odrobinę zwiększyć pojemności płuc. Takich osób było mniej więcej 10 proc. spośród badanych. Ponieważ bliźnięta jednojajowe osiągały jednakowe wyniki, zespół Boucharda doszedł do wniosku, że za różnice odpowiadają geny. Postanowił więc przebadać zamrożone próbki krwi pod kątem genów fitnessu.
"Nature" opublikowało dotychczasowe wnioski z tych eksperymentów. Bouchard się nie mylił - o naszych predyspozycjach do dobrej kondycji rzeczywiście decydują geny. Niektóre udało się zidentyfikować. Kilka związanych jest z przemianą materii, inne z budową układu krwionośnego - np. gen titin, który zawiera informację o budowie pewnych włókienek białkowych odpowiedzialnych za elastyczność ścianek serca. Wydaje się, że niektóre odmiany tego genu sprzyjają tworzeniu się serca o większych zdolnościach pompowania krwi niż inne. Z kolei gen miostatyny produkuje białko, które blokuje powstawanie nowych komórek mięśniowych, a gen ACE pobudza serce do wzrostu w odpowiedzi na wysiłek fizyczny. Jedno jest pewne - genów formy fizycznej jest wiele.
Bo ja się taka urodziłam
Nasuwa się pytanie, czy podobne eksperymenty nie posłużą wielu z nas jako wymówka dla błogiego lenistwa. Nie ćwiczę, bo mam złe geny. Albo czekam na terapię, która zablokuje geny szkodzące dobrej formie, a uaktywni te, które jej sprzyjają. - Ludzie mają skłonność do takich stwierdzeń. Lubią za wszystko winić geny - mówi Claude Bouchard. - Ale wysiłek fizyczny i tak się opłaca, bo nawet jeśli akurat nie obniży nam ciśnienia, albo poziomu cholesterolu, to pomoże zachować w dobrej formie serce czy choć poprawi nastrój. Nie ma bowiem jednego genu złej formy. Można mieć zestaw 100 genów, w którym tylko dziesięć jest do luftu, a pozostałe gwarantują to, że warto trochę się zmęczyć na porannym joggingu.
"Wszystko jedno gdzie się żyje,
Raz się chudnie, raz się tyje..."