"MOże ktoś inny się wypowie".
A może być byle kto ? Bo jeśli tak, to ja się nadaję :)
Jeśli mnie pamięć nie myli, to w HST nie ma kanonicznej liczby serii, powtórzeń, cięzarów etc. - ma być progresja (dobrze jesli min. 5 % co trening) i basta.
Ja nigdy nie robiłem
15-10-5, nie obliczałem maksów i innych rzeczy, mam 4 cykle i oględnie mówiąc - nie narzekam na efekty, a właściwie to mam efekty jakich nie miałem przez poprzednie lata bawiąc się w takie cudaczne treningi, ze Copperfield wysiada.
Robię 4-5 bazowych ćwiczeń, 2 serie każdego, a zmieniam tylko długość przerw, w 1 etapie : 2x8 powtórzeń/90 sek przerwy, w 2 - też 2x8, tyle że 2,5 min przerwy, i w trzecim - dla odmiany 2x8 (może być 7, byle nie niżej), tyle że 3 min przerwy. jesli trzeba, od połowy 2 etapu, a trzeba, daję podwójne rest-pause : 5 powt (w zapasie 1) 15 (im dalej w las tym dłuższe przerwy - może być i 25 sekund) sekund przerwy, następne 3 powtórzenia (też nie do upadku), albo 4-2-2, albo 6-2, 7-1, 5-2-1, albo w cholerę jakkolwiek, byle nigdy do upadku, ale żeby było do 8 (ew.7) - (aczkolwiek zaczynam się zastnawiać, czy 1x7-8 do upadku 3x tyg nie byłoby lepsze niż to całe chrzanienie się z dwoma-trzema seriami - btw, ktoś z Was może próbował ?)
Jestem za takim treningiem, głównie dlatego, że można jechać na większych ciężarach od samego początku - to nie jest nigdzie zabronione, o ile dobrze czytałem 4 podstawowe zasady HST. Poza tym, kuźwa żre mi bez przerwy, i to pomimo sredniej na jeża diety.
I tak w ogole, to liczy się jedna rzecz - max. praca : wolne, kontrolowane, wykonywane ze stałym, max. napięciem ciągnących/wyciskających mięśni; na jakichś sensownych cięzarach najlepiej. Krótko, mało, max. intensywnie, i warto coś tam sobie zjeść czasami :) Poza tym - olać to wszystko.
tyle, że jak się ma 16-17 lat, to się zayebiście chce i podskakuje z niecierpliwości, ciągle sprawdza, mierzy, popędza - i tym się wszystko niweczy, bo stres to najgorszy wróg. Gorszy nawet od marnej diety. Przerobiłem - znam.
Niektórzy się dziwią,że ich koledzy czasami machną 5 razy w górę i w dół, potem idą na piwo, olewają całą tę siłownię, a mają efekty, a oni się pocą, podchodzą do swojego treningu jak do jeża, przetrząsają 500 tysięcy stron w poszukiwaniu cudownych recept, kombinacji ćwiczeń, nie śpią, modlą się, godzinami rozpisują plany, zastanawiają się całymim dniami, czy 3 serie po 12, czy 2 po 25, i w ogóle - mają zayoba, i jaki efekt - ni grzyba, nic nie rośnie, zastój kompletny. Po prostu stresują się zbytnio. Za bardzo im zależy. I to na wczoraj najlepiej. W zestawieniu z nagminnie przeładowanymi, przekombinowanymi programami i machaniem zamiast cięzkiej, dobrej pracy - zerowe, albo śladowe efekty. Przerobiłem - znam.
Zmieniony przez - manning w dniu 2009-10-24 14:50:12