Na diecie jestem od początku maja. Na początku muszę przyznać, że nie była ona jakoś specjalnie przemyślana bo niby odrzuciłam słodycze, fast foody, większość 'białych' mącznych produktów, sól i wszystkie napoje oprócz wody i zielonej/czerwonej herbaty, ale kalorie obcięłam zbyt drastycznie (do ok. 1000-1100). Ćwiczyłam jakieś 3 razy w tygodniu. Waga zaczęła spadać po ok. 3 tygodniach, wtedy straciłam w sumie ok. 3 kg (z 60 do 57). Z czasem jednak zaczęłam czuć się źle, byłam osłabiona i nic mi się nie chciało. Zorientowałam się też, że nieświadomie obniżam ilość spożywanych kalorii... dochodziło do 800, 900. Zaczęłam też mieć problem z jedzeniem w ogóle, z każdym posiłkiem miałam poczucie winy, ale zdrowy rozsądek nie pozwolił mi jeść jeszcze mniej. Na głodówce nigdy nie byłam, zaczęłam z czasem jeść więcej, żeby nie wpaść w ED >< Ale nigdy nie przekroczyłam 1500 kcal.
Teraz jem ok. 1300. Muszę przyznać, że zdarza się mniej, ale to dlatego że po prostu nie jestem głodna. Przeczytałam chyba wszystkie podwieszone wątki na sfd, odżywiam się zdrowo. Z treningiem jest różnie. Od dwóch tygodni: jeżdżę 2xtyg. na rowerze (godzinę), 2xtyg. zajęcia jogi (90min), 1xtyg. basen, 1-2xtyg. w domu aerobik/Tae Bo, 2-3xtyg. ćwiczenia na różne partie mięśni, też w domu. W lipcu się nie ważyłam, bo miałam strasznie dużo zajęć (prawo jazdy, kurs japońskiego i różne rzeczy do załatwienia, muszę przyznać że niewiele ćwiczyłam), ale gdy pod koniec stanęłam na wadze, okazało się, że nie ma zmiany. Strasznie mnie to denerwuje, bo nie wiem, co robię źle. I tutaj liczę na waszą pomoc...
Dodam, że mam 18 lat, 162cm wzrostu i ważę 57kg.