Brytyjscy lekarze biją na alarm. Nie dość, że żyjemy w zanieczyszczonym środowisku pełnym syntetyków, które powodują bezpłodność i udają żeńskie hormony, to jeszcze teraz mamy kryzys gospodarczy. A ten, skuteczniej nawet niż plastykowe opakowania, przyczynić się może do zniewieścienia mężczyzn.
Stres: tak brzmi imię zabójcy testosteronu.
Chroniczny stres spowodowany przez niekończące się zmartwienia i problemy finansowe lub wydłużone godziny pracy może obniżać poziom hormonu. Testosteron, hormon wytwarzany przez jądra, pobudza rozwój męskich cech płciowych. Ma wpływ na funkcje seksualne, masę mięśniową, jak również zdolność do koncentracji, parametry pamięciowe i nasz nastrój.
W krótkiej perspektywie czasowej, stres może być mobilizujący, podnosi wówczas poziom testosteronu - pomaga szybko reagować i mierzyć się z nową sytuacją. Stres chroniczny to jednak inna para kaloszy. Taki rodzaj ciągłego napięcia prowadzi do powolnej kastracji.
Lekarze brytyjscy twierdzą, że w czasie kryzysu, kiedy nasz status zawodowy jest ciągle zagrożony, bądź kiedy borykamy się z bezrobociem i ciągłymi długami, mamy do czynienia właśnie ze stresem chronicznym.
Jak poznać, że padliśmy jego ofiarami? Niski poziom testosteronu powoduje ospałość, drażliwość, zaburzenia koncentracji i obniżony popęd płciowy. Jeśli widzisz u siebie podobne symptomy, to znaczy, że twoja męskość jest już zagrożona.
Co robić? Najlepiej spakować walizki i wyjechać na jakiś czas na wyspy Bahama. Tyle, że większość z nas nie może sobie na to pozwolić. Właściwa dieta, dużo ćwiczeń i odpowiednia dawka snu też mogą pomóc. Trzeba pamiętać o tym, by bez względu na to, jak gardłową mamy sytuację w pracy czy w domu, nigdy nie zapominać o tych paru chwilach dziennie dla siebie. Zarezerwujmy sobie godzinę na jakąś rozrywkę, która wprowadzi nas w stan głębokiego relaksu.