Witam
Problem z kurzajkami zaczął się u mnie kilka lat temu, nie pamietam kiedy na dłoni wyskoczyło mi to paskudztwo. Oczywiście olałem wtedy to cos, bo wydawało sie to niegroźne, aż tu nagle kilka miesięcy temu jedna po drugiej zaczęły mi na ręce wyskakiwać małe kropeczki, coraz szybciej i więcej, w końcu zrobiło się ich ok 30-40

.
Nie zwlekając dłużej poszedłem do dermatologa, koleś zapisał mi doufilm i kazał smarować, niestety bez efektu, kurzajki rozprzestrzeniały się dalej. Po miesiącu postanowiłem spróbować więc tak chwalonego tutaj jaskółczego ziela, niestety i tym razem nie było efektu, oprócz brzydkich brązowo-pomarańczowych zanieczyszczeń na ręce.
Już zacząłem mysleć o kolejnej wizycie u dermatologa, kiedy dowiedziałem się, że wujek pozbył się ustrojstwa jakimś zielem i to nie jaskółczym

. Po krótkich poszukiwaniaqch udało mi sie odnaleźć to coś w górach, prawdopodobnie jest to jednak jakaś roślina ogrodowa, mała choinkowata, wydziela biały sok.
W każdym razie nie mając nic do stracenia posmarowałem kilka razy chora rekę i tu o dziwo, z początku przestały pojawiać się nowe kurzajki, potem zaczęły znikać najmniejsze, teraz już powoli zdychają te największe i najstarsze wszystko to zajęło półtora tygodnia :D
Może ktoś wie, jak się nazywa ta roślinka, bo sma jestem ciekaw?