ja się strasznie w liceum żarłem z gościem od W-Fu. Po prostu nie cierpię koszykówki, a on w kółko kazał grać w kosza. Nawet zwolnienie miał mi kolega załatwić...pół roku nie chodziłem na W-F, a kumpel przynosi dla mnie zwolnienie....od DERMATOLOGA
. Myslalem, ze go zabije, mialo byc od chirurga! Niose jednak to zwolnienie W-Fiscie
. Jak zobaczyl to mu prawie piana z ust poleciała...
I wrzeszczy, e moze jeszcze od ginekologa przyniose!
Ze stoickim spokojem mowie, ze mialem otwarte zlamanie reki, kość przebila skore i stąd zakażenie(to juz byl akt desperacji z mojej strony nieziemski
) i mu pokazuje blizny na rece(ja w ogole mam rozne szramy na rękach
) On mi mowi, ze sie mna dyrekcja zajmie. I cos tam chodzil, kombinowal...do dzis nie wiem jak mi sie to upieklo
Potem znowu go denerwowalem, bo na zajeciach nie chcialem grac w kosza tylko prosilem o "alternatywne zajecia sportowe". I 2 godziny podciagalem sie na drazku, robilem
pompki i rozciagalem sie w rogu hali. Nie mogl mnie uwalic, bo na okresowych zaliczeniach sportowych mialem dobre wyniki. A gdy wporwadzono dodatkowe zajecia W-F przynioslem zaswiadczenie, ze uczeszczam regularnie na silownie(zreszta ja non stop siedzialem wtedy na silce, zeby odetchnac od tej szkoly).
Ostatnio spotkalem nawet W-Fiste na ulicy, wymienilismy sie usmiechami po latach