Oj, ludzie, ludzie. Dajcie sobie trochę luzu. Bawię się od lat w taekwondo, w
kyokushinkai mam sporo przyjaciół i uważam, że jedni od drugich mogą się sporo nauczyć. Tak się jakoś nieszczęśliwie składa, że wielu zawodników TKD patrzy na ludzi z KK jako na prostych tłuków z zerowymi umiejetnościami technicznymi, których można łatwo skopać, zaś w drugą stronę wielu ludzi z KK uważa tych z TKD za baletmistrzów, którzy w walce nic nie robią, tylko skaczą obrotówki na głowę ;) Trochę oczywiście przejaskrawiam, ale tylko trochę. Swego czasu zrobiliśmy sobie na sali wspólne treningi z ludźmi z KK i oczywiście nie mogło zabraknąć sparingów. Przy walkach bez rąk na głowę i bez lowkicków było mniej więcej równo, przy lowkickach bez rąk przeważali karatecy, przy rękach na głowę i bez lowkicków przeważali taekwondocy... i co? I nic. Poćwiczyliśmy sobie, pokopaliśmy, jedni potem chłodzili rozbite uda, inni potłuczone nosy ;) ale jakoś nikt nie rzucił się na wyścigi przechodzić z jednej sekcji do drugiej (obojętnie w którym kierunku), za to dużo wzajemnego szacunku się od razu pojawiło. Stąd też od czasu do czasu z przyczyn czysto wychowawczych zamierzamy tego typu spotkania kontynuować, żeby ludzie wiedzieli, co się na świecie dzieje... Nawiasem mówiąc, mam w klubie dwóch chłopaków, którzy po kilku latach treningu kyokushin zapisali się równolegle do nas i ćwiczą teraz obydwie sztuki walki. Przyszli do nas najpierw poćwiczyć, trafili akurat na sparingi, spodobało im się. Zapisali się jako białe pasy, chociaż jeden ma 6 kyu, a drugi 4 kyu. Ostatnio startowali w naszych barwach na zawodach TKD, a n letnim obozie kilka dni temu zdawali swoje pierwsze egzaminy w taekwondo.
Bez urazy, ale podziwiam ludzi, którzy na podstawie jednego czy dwóch treningów w jednej sekcji są w stanie oceniać cały styl... choć można akurat trafić na kiepską sekcję, kiepskiego trenera, albo ludzie mogą po prostu nie mieć swojego dnia... ;))))
Pozdrawiam (osu! albo taekwon!, co kto woli ;)