Nawet nie zdajesz sobie sprawy jakie to trudne. Dla nich to zaraz obraza majestatu. Zaraz podają przykłady że przecież wychowali już tyle dzieci i jakoś każdy z nich "dobrze" wygląda. Jak się chyba możesz domyślić to "dobrze" oznacza np. obiad: pełen talerz ziemniaków, polane gęstym sosem, jakieś tłuste żęberka, popite piwem i wszyscy okrągli jak taki Pi i Sigma z takiej polskiej bajki
A ty ( teraz pieją do mnie ), skóra i kości, powieje wiatr i się przewrócisz. Tylko że ja dygam setke na sztandze z palcem w dupie a inni w mojej rodzinie mogą tylko patrzeć.
Kiedy jeszcze nie miałem dziecka to dużo obserwowałem. Miszkam w dzielnicy domków jednorodzinnych gdzie rodzice, większość to jacyś biznesmeni z Bożej łaski, nie mają na nic czasu i ich dzieci jedzą wyłącznie obiady w szkole ( tez tłuste nie ma co ukrywać ) albo "na mieście". A wiadomo, chce się jeść to gdzie cię szybko obsłużą w miłej atmosferze, gdzie spotkasz wielu rówieśników - w fast foodzie.
Niektóre niedołegi nie potrafią jeżdzić rowerem nawet w wieku kilku lat bo im sie nie chce pedałować albo już im brzuchy wiszą na kolanach. I to nawet u najmłodszych. Ale nie ma sie co dziwić, wszyscy są zagonieni, nie mamy na nic czasu i fast foody weszły w tą niszę braku czasu u ludzi. Przychodzisz, zamawiasz, płacisz, po minucie żresz a po dwóch już wychodzisz zadowlolny z siebie że oto zjadłeś ciepły posiłek jak to mama zawsze uczyła.