(...) Cała historyjka budzi we mnie głębokie przygnębienie. I choć sam Nastula powiada, że uwielbia takie walki i że głównym motywem jego decyzji była chęć sprawdzenia się w ekstremalnych sytuacjach, ja w to jego radosne podejście do sprawy ani trochę nie wierzę. Nowa rola, w której mistrz się obsadził, zupełnie do niego nie pasuje. On, człowiek sympatyczny i łagodny, ma teraz stawać w ringu, by - zgodnie z zasadami walki w formule Pride - uderzać rywala rękami i nogami, dusić go oraz ewentualnie złamać mu kończynę, spodziewając się ze strony przeciwnika tego samego.
Nastula w wywiadach robi dobrą minę do złej gry, ale nie mam wątpliwości, że podjął ryzyko pod finansowym przymusem. Na judo, jak wiadomo, trudno zbić fortunę, więc kiedy pojawiła się możliwość zapewnienia sobie spokojnej emerytury, podpisał kontrakt. Krążą słuchy, że podpis mistrza olimpijskiego wart był sto tysięcy dolarów.
teraz moze ja cos od siebie dam. nie sadzicie ze pana felietoniste Andrzeja Fąfare zazdrosc zżera??:-/
da saga continous