wklejam jeszcze raz, bo coś mi po prostu wywala błędy notorycznie:
Co do świeżych owoców nigdy nie miałem powodów ich demonizować, z wyjątkiem osób, które cierpią na pewne typów schorzeń przewlekłych jak SIBO czy choroby wątroby. Fruktoza pogarsza wtedy objawy i przyczynia się do ogólnego pogorszenia zdrowia.
Świeże owoce to tak naprawdę w przypadku wielu ludzi praktycznie jedyne źródło aktywnych enzymów, jak i wielu innych substancji aktywnych, bo współcześnie rzadko jaki pokarm spożywamy na surowo. Obróbka termiczna ma swoje plusy, ale też niszczy nieodwracalnie aktywność pewnych substancji.
Co do flory jelitowej... to zależy, bo każdy człowiek ma do pewnego stopnia unikalny skład ilościowy i jakościowy tej flory. Co więcej, często flora bakteryjna jelit determinuje właśnie to czy będziemy łatwo tyć, czy może przy tej samej ilości pokarmu nasza waga się zmieni tylko nieznacznie. Najpierw odżywia się flora jelitowa, więc często ludzie otyli mają problemy z obecnością określonych szczepów, które efektywnie żywiłyby się wybranymi pokarmami. Inni znów, zdaje się, mogliby jeść niemal bez ograniczeń i "nie widać po nich tego" - to jest w dużej mierze wynikiem określonego składu flory jelitowej.
Teraz tak... co to tak naprawdę znaczy "poprawa profilu mikroflory jelitowej"? Jest to pojęcie dość względne, gdyż wirtualnie każdy szczep bakteryjny jelit może stać się patogenem w wyniku przerostu, stąd "poprawa profilu" to przede wszystkim indywidualny wzrost pożądanych w danym przypadku szczepów. Dbanie o prawidłowy profil flory jelitowej polega między innymi na tym by zachować względną równowagę bakteryjną, gdyż występuje wtedy naturalna konkurencja co znów zabezpiecza nas przed nadmiernym przerostem jednego szczepu nad pozostałymi, stąd substancje promujące wzrost jedynie wybranych szczepów z wąskiego przedziału taksonomicznego jest ostatecznie niekorzystna dla zdrowia. A niestety w taki sposób działa w dużej mierze fruktoza... Promuje wzrost bakterii "gnilnych" z dolnych odcinków jelita, które w wyniku rozrostu migrują do wyższych partii zaburzając prawidłowe procesy trawienne.
Jeśli chodzi o owoce, to korzystny wpływ na florę był zapewne efektem występowania wybranych rodzajów błonnika pokarmowego, nie samej fruktozy. Ale teraz wyobraźmy sobie, że np. w takich sokach owocowych tego błonnika już nie ma i wtedy... hulaj dusza dla wybranych szczepów.
Owoce, które wymieniłeś, z grupy cytrusowych, są jednymi ze zdrowszych i nawet osoby chorujące na SIBO mogą je w większości spożywać w umiarkowanej ilości.
Co do ewolucji... W różnych jej etapach spożywaliśmy różne pokarmy. Nasi praprzodkowie żyjący w lasach afrykańskich spożywali dużo owoców, ale w momencie ekspansji na inne kontynenty zaczęliśmy się pożywiać głównie produktami zwierzęcymi, nasionami i okazjonalnie dzikimi zbożami. Problem z owocami jest taki, że w większości stref klimatycznych nie ma ich przez cały rok, a dodatkowo trzeba ich zjeść dość dużo by zaspokoić
dzienne zapotrzebowanie na składniki odżywcze (dosłownie siedzieć na drzewie i jeść cały dzień), dlatego nie nadają się jako pokarm dla gatunku dokonującego "ekspansji" na odległe kontynenty.
btw. był nawet okres w naszej ewolucji, kiedy byliśmy padlinożercami...
Zmieniony przez - Arthass w dniu 2017-05-05 11:55:53