Niegdyś był na ustach wszystkich Polaków, nawet tych zupełnie nie interesujących się piłką nożną. Jawił się jako ciekawa, szalenie uduchowiona postać, przez co wielokrotnie stawał się obiektem złośliwych docinków. Jedno było pewne - w piłkę grać potrafił. Osiem lat temu naszą ojczyznę zalała fala nowego zjawiska społecznego, jakim była "Citkomania". Mamy rok 2004. Gwiazda Marka Citko dogasa, a z dawnej chwały pozostały tylko wspomnienia...
Dawniej ulubieniec środków masowego przekazu, toczących wielkie boje, by móc na wyłączność porozmawiać z idolem. Teraz nikt nie wykazuje inicjatywy, by się z nim spotkać, porozmawiać. Kilka lat temu był ulubieńcem dzieciaków, biegających w uniformach Widzewa lub reprezentacji Polski, z jego nazwiskiem na plecach. Dziś taka koszulka leży gdzieś głęboko w szafie...
W chwili obecnej , ongiś świetny napastnik, ubiera trykot szwajcarskiego średniaka z Aarau. Nie jest podstawowym graczem swojego zespołu, głównie ze względu na nękające go urazy. Czasem strzeli bramkę, choć nie czyni tego regularnie. O Citce dawno przestano mówić, jako o gwieździe, a sam, niemłody już zawodnik nieuchronnie zbliża się do momentu, kiedy trzeba będzie powiedzieć piłce: "Dość"...
Narodziny nowego idola...
Marek Citko jest wychowankiem białostockiego Włókniarza. W tym zespole rozwijał swoje umiejętności, aż do wieku juniora. Wtedy zainteresowała się nim większa, bardziej znana "firma", jaką jest Jagiellonia Białystok. Trafił pod skrzydła Ryszarda Karalusa, który umiejętnie oszlifował świetnie wyszkolonego technicznie chłopaka. Właśnie z zespołem "Jagi" nasz bohater zdobył mistrzostwo Polski juniorów w 1992 roku. "Citek" na tle rówieśników był graczem z zupełnie innej epoki, a że partnerów miał godnych (m.in. Bogusz, Chańko) siebie, to rywale nie mieli złudzeń, jaka drużyna jest najlepsza w kraju. Co ciekawe Citko nieprędko przekonał białostockich trenerów do swojej osoby. W tamtych latach w naszym kraju uprawiano futbol siermiężny, bazujący na przygotowaniu fizycznym. Technika schodziła na dalszy plan, dlatego młodzieniec miał pod górkę...
Marek, wylewając litry potu na treningach, mozolnie zdobywał pozycję w zespole. W sezonie 1992/93 ówczesny osiemnastolatek rozegrał 21. spotkań, dwukrotnie kierując piłkę do siatki. Wyróżniało go świetne wyszkolenie techniczne, posiadał niebanalny przegląd pola, ale odznaczał się również nadmiernym egoizmem. Już wtedy skupił na sobie uwagę wielu osób odpowiedzialnych za wyszukiwanie młodych talentów, jednak o jego odejściu z Białegostoku nie było mowy. W rodzinnym mieście stał się postacią powszechnie znaną i lubianą. Po degradacji Jagiellonii rozegrał jeszcze sezon na zapleczu ekstraklasy. Podczas jednego ze spotkań na własne oczy ujrzał go nowo mianowany opiekun Widzewa Łódź - Franciszek Smuda. Popularny "Franz" miał wtedy powiedzieć do działaczy Widzewa: Ściągnijcie mi go za każde pieniądze. Citko był priorytetem na liście transferowej RTS-u, a łódzcy decydenci stanęli na wysokości zadania, sprowadzając uzdolnionego piłkarza na Al. Piłsudskiego.
Polska oszalała...
Pojawił się w Łodzi jesienią 1995 roku, uprzednio rozegrawszy ostatnie spotkanie w barwach "Jagi", przeciwko Jeziorakowi Iława. Smuda bardzo mocno postawił na młokosa, który stanowił doskonałe uzupełnienie dla doświadczonego Marka Koniarka. Dzięki Markowi łodzianie zdobyli grad bramek, a zawodnicy tej drużyny niejednokrotnie tylko dokładali nogę po jego niezwykle precyzyjnych podaniach. Ten "fałszywy" napastnik z miejsca stał się "motorem napędowym" Widzewa, objawiając swój geniusz wszystkim fanom futbolu w Polsce. Główny zainteresowany skromnie przekonywał: Potrafię grać lepiej... i ... miał rację. W pierwszym sezonie zdobył mistrzostwo Polski, pięciokrotnie wpisując się na listę strzelców. Przy okazji uchylił rąbka tajemnicy o swoim życiu prywatnym, opowiadając jak to z łobuziaka stał się bardzo głęboko wierzącym człowiekiem. Miał w sobie coś z bohatera, skromny, uśmiechnięty. Spragniony piłkarskich sukcesów naród szybko "kupił" sympatycznego sportowca.
Prawdziwy rozkwit talentu Citki miał dopiero nadejść. Jesień 1996 roku w wykonaniu "geniusza" na długo pozostała w pamięci kibiców. Występujący z nr 6. na koszulce piłkarz "odczarował" Wembley, pokonując 9. października Davida Seaman’a, w pierwszych minutach meczu z dumnymi synami Albionu. Choć Polacy ową konfrontację przegrali, to Polska miała już nowego bohatera narodowego. Był ulubieńcem trenera kadry narodowej Antoniego Piechniczka, który zamarzył sobie reprezentację z "Citkiem" w roli jej lidera.
Błyskawicznie został okrzyknięty nową nadzieją polskiej piłki. W niebywały sposób ośmieszał topornych ligowców, prezentował nieszablonowy drybling, miał fantastyczny zmysł do gry kombinacyjnej, genialnie "czuł" futbolówkę, notował wiele asyst. Goli, jak na napastnika, strzelał stosunkowo mało, jednak, gdy trafiał to najczęściej były to bramki bardzo urodziwe. Ponadto piłkarz miał niesamowite szczęście do uznanych golkiperów: oprócz Seamana doprowadził do rozpaczy Hiszpana Jose Francisco Molinę (przepiękne uderzenie z 40 metrów), a także Niemca Stefana Klosa. Podczas południowoamerykańskiego tournee reprezentacji Polski strzelił gola reprezentacji Brazylii. Z miejsca stał się najpopularniejszym sportowcem w kraju, jego twarz zdobiła okładki gazet, trykoty z charakterystycznym nazwiskiem sprzedawały się niczym świeże bułeczki.
Fantastyczne występy nie mogły przejść bez echa w piłkarskiej Europie. W szranki o polskiego pilkarza stanęły takie kluby jak: Inter Mediolan, Liverpool. Prezes Włochów Massimo Moratti musiał obejść się ze smakiem, bowiem Widzew za Citkę"zaśpiewał" aż 7 mln dolarów. Oferta Vfl Bochum (3,5 mln marek) w kuluarach polskiego klubu została wręcz wyśmiana. Nieco później łódzkim playmakerem zainteresował się angielski Blackburn Rovers, który w tamtych czasach znajdował się w ścisłej czołówce najlepszych drużyn ligi angielskiej. Kontrahent wyłożył na stół ponad 4 miliony funtów, co na owe lata było sumą zawrotną (7 mln dolarów!). Tymczasem piłkarz roku 1996 (wg tygodnika Piłka Nożna) zdecydował się odrzucić bajeczną i jakże lukratywną dlań ofertę! Przez to uwielbiało go jeszcze więcej osób...
Podaruj dzieciakom coś od siebie http://www.pajacyk.pl/ <--------- just do it !!!