SFD.pl - Sportowe Forum Dyskusyjne

Obszerny artykuł - Marek Citko

temat działu:

Piłka Nożna

słowa kluczowe: , , ,

Ilość wyświetleń tematu: 12589

Nowy temat Wyślij odpowiedź
...
Napisał(a)
Zgłoś naruszenie
Początkujący
Szacuny 13 Napisanych postów 2802 Wiek 49 lat Na forum 20 lat Przeczytanych tematów 16632
Jezeli nie czytaliscie proponuję lekturkę naprawde ciekawy art:

Niegdyś był na ustach wszystkich Polaków, nawet tych zupełnie nie interesujących się piłką nożną. Jawił się jako ciekawa, szalenie uduchowiona postać, przez co wielokrotnie stawał się obiektem złośliwych docinków. Jedno było pewne - w piłkę grać potrafił. Osiem lat temu naszą ojczyznę zalała fala nowego zjawiska społecznego, jakim była "Citkomania". Mamy rok 2004. Gwiazda Marka Citko dogasa, a z dawnej chwały pozostały tylko wspomnienia...


Dawniej ulubieniec środków masowego przekazu, toczących wielkie boje, by móc na wyłączność porozmawiać z idolem. Teraz nikt nie wykazuje inicjatywy, by się z nim spotkać, porozmawiać. Kilka lat temu był ulubieńcem dzieciaków, biegających w uniformach Widzewa lub reprezentacji Polski, z jego nazwiskiem na plecach. Dziś taka koszulka leży gdzieś głęboko w szafie...

W chwili obecnej , ongiś świetny napastnik, ubiera trykot szwajcarskiego średniaka z Aarau. Nie jest podstawowym graczem swojego zespołu, głównie ze względu na nękające go urazy. Czasem strzeli bramkę, choć nie czyni tego regularnie. O Citce dawno przestano mówić, jako o gwieździe, a sam, niemłody już zawodnik nieuchronnie zbliża się do momentu, kiedy trzeba będzie powiedzieć piłce: "Dość"...



Narodziny nowego idola...


Marek Citko jest wychowankiem białostockiego Włókniarza. W tym zespole rozwijał swoje umiejętności, aż do wieku juniora. Wtedy zainteresowała się nim większa, bardziej znana "firma", jaką jest Jagiellonia Białystok. Trafił pod skrzydła Ryszarda Karalusa, który umiejętnie oszlifował świetnie wyszkolonego technicznie chłopaka. Właśnie z zespołem "Jagi" nasz bohater zdobył mistrzostwo Polski juniorów w 1992 roku. "Citek" na tle rówieśników był graczem z zupełnie innej epoki, a że partnerów miał godnych (m.in. Bogusz, Chańko) siebie, to rywale nie mieli złudzeń, jaka drużyna jest najlepsza w kraju. Co ciekawe Citko nieprędko przekonał białostockich trenerów do swojej osoby. W tamtych latach w naszym kraju uprawiano futbol siermiężny, bazujący na przygotowaniu fizycznym. Technika schodziła na dalszy plan, dlatego młodzieniec miał pod górkę...

Marek, wylewając litry potu na treningach, mozolnie zdobywał pozycję w zespole. W sezonie 1992/93 ówczesny osiemnastolatek rozegrał 21. spotkań, dwukrotnie kierując piłkę do siatki. Wyróżniało go świetne wyszkolenie techniczne, posiadał niebanalny przegląd pola, ale odznaczał się również nadmiernym egoizmem. Już wtedy skupił na sobie uwagę wielu osób odpowiedzialnych za wyszukiwanie młodych talentów, jednak o jego odejściu z Białegostoku nie było mowy. W rodzinnym mieście stał się postacią powszechnie znaną i lubianą. Po degradacji Jagiellonii rozegrał jeszcze sezon na zapleczu ekstraklasy. Podczas jednego ze spotkań na własne oczy ujrzał go nowo mianowany opiekun Widzewa Łódź - Franciszek Smuda. Popularny "Franz" miał wtedy powiedzieć do działaczy Widzewa: Ściągnijcie mi go za każde pieniądze. Citko był priorytetem na liście transferowej RTS-u, a łódzcy decydenci stanęli na wysokości zadania, sprowadzając uzdolnionego piłkarza na Al. Piłsudskiego.


Polska oszalała...


Pojawił się w Łodzi jesienią 1995 roku, uprzednio rozegrawszy ostatnie spotkanie w barwach "Jagi", przeciwko Jeziorakowi Iława. Smuda bardzo mocno postawił na młokosa, który stanowił doskonałe uzupełnienie dla doświadczonego Marka Koniarka. Dzięki Markowi łodzianie zdobyli grad bramek, a zawodnicy tej drużyny niejednokrotnie tylko dokładali nogę po jego niezwykle precyzyjnych podaniach. Ten "fałszywy" napastnik z miejsca stał się "motorem napędowym" Widzewa, objawiając swój geniusz wszystkim fanom futbolu w Polsce. Główny zainteresowany skromnie przekonywał: Potrafię grać lepiej... i ... miał rację. W pierwszym sezonie zdobył mistrzostwo Polski, pięciokrotnie wpisując się na listę strzelców. Przy okazji uchylił rąbka tajemnicy o swoim życiu prywatnym, opowiadając jak to z łobuziaka stał się bardzo głęboko wierzącym człowiekiem. Miał w sobie coś z bohatera, skromny, uśmiechnięty. Spragniony piłkarskich sukcesów naród szybko "kupił" sympatycznego sportowca.

Prawdziwy rozkwit talentu Citki miał dopiero nadejść. Jesień 1996 roku w wykonaniu "geniusza" na długo pozostała w pamięci kibiców. Występujący z nr 6. na koszulce piłkarz "odczarował" Wembley, pokonując 9. października Davida Seaman’a, w pierwszych minutach meczu z dumnymi synami Albionu. Choć Polacy ową konfrontację przegrali, to Polska miała już nowego bohatera narodowego. Był ulubieńcem trenera kadry narodowej Antoniego Piechniczka, który zamarzył sobie reprezentację z "Citkiem" w roli jej lidera.

Błyskawicznie został okrzyknięty nową nadzieją polskiej piłki. W niebywały sposób ośmieszał topornych ligowców, prezentował nieszablonowy drybling, miał fantastyczny zmysł do gry kombinacyjnej, genialnie "czuł" futbolówkę, notował wiele asyst. Goli, jak na napastnika, strzelał stosunkowo mało, jednak, gdy trafiał to najczęściej były to bramki bardzo urodziwe. Ponadto piłkarz miał niesamowite szczęście do uznanych golkiperów: oprócz Seamana doprowadził do rozpaczy Hiszpana Jose Francisco Molinę (przepiękne uderzenie z 40 metrów), a także Niemca Stefana Klosa. Podczas południowoamerykańskiego tournee reprezentacji Polski strzelił gola reprezentacji Brazylii. Z miejsca stał się najpopularniejszym sportowcem w kraju, jego twarz zdobiła okładki gazet, trykoty z charakterystycznym nazwiskiem sprzedawały się niczym świeże bułeczki.

Fantastyczne występy nie mogły przejść bez echa w piłkarskiej Europie. W szranki o polskiego pilkarza stanęły takie kluby jak: Inter Mediolan, Liverpool. Prezes Włochów Massimo Moratti musiał obejść się ze smakiem, bowiem Widzew za Citkę"zaśpiewał" aż 7 mln dolarów. Oferta Vfl Bochum (3,5 mln marek) w kuluarach polskiego klubu została wręcz wyśmiana. Nieco później łódzkim playmakerem zainteresował się angielski Blackburn Rovers, który w tamtych czasach znajdował się w ścisłej czołówce najlepszych drużyn ligi angielskiej. Kontrahent wyłożył na stół ponad 4 miliony funtów, co na owe lata było sumą zawrotną (7 mln dolarów!). Tymczasem piłkarz roku 1996 (wg tygodnika Piłka Nożna) zdecydował się odrzucić bajeczną i jakże lukratywną dlań ofertę! Przez to uwielbiało go jeszcze więcej osób...

Podaruj dzieciakom coś od siebie http://www.pajacyk.pl/ <--------- just do it !!!

Ekspert SFD
Pochwały Postów 686 Wiek 32 Na forum 11 Płeć Mężczyzna Przeczytanych tematów 13120

PRZYSPIESZ SPALANIE TŁUSZCZU!

Nowa ulepszona formuła, zawierająca szereg specjalnie dobranych ekstraktów roślinnych, magnez oraz chrom oraz opatentowany związek CAPSIMAX®.

Sprawdź
...
Najnowsza odpowiedź. Aktualizacja:
Zgłoś naruszenie
Początkujący
Szacuny 1 Napisanych postów 140 Wiek 36 lat Na forum 20 lat Przeczytanych tematów 1975
a teraz Citko zajmuje sie wylawianiem talentow z tego co wyczytalem ze strony www.damianmielewczyk.pl jest menagerem

w sumie to i dobrze bo co mialby robic? ale szkoda takiego talentu

Musisz uwierzyć w siebie bo wiara czyni cuda.

...
Napisał(a)
Zgłoś naruszenie
Początkujący
Szacuny 13 Napisanych postów 2802 Wiek 49 lat Na forum 20 lat Przeczytanych tematów 16632
Zawodnik miał cały kraj u swoich stóp. Lekką ręką odrzuca propozycję Blackburn, mimo że wcześniej (5. stycznia 1997r.) odbył długie rozmowy z tym klubem. Wziął również udział w treningu przedstawiciela Premiership. 11. lutego ogłosił decyzję, która zdziwiła miliony : Zostaje w Łodzi!

Robotnicze miasto oszalało ze szczęścia. Sława miała swoje uroki. Stał się obiektem westchnień przedstawicielek płci pięknej, udzielał masy wywiadów, przy czym imponował gracją i świetną formą na boisku. Wspiął się na szczyt...



Powolny upadek


17. maja 1997 roku Widzew grał w Zabrzu z miejscowym Górnikiem. W 60. minucie idol tłumów padł na murawę. Zawodnik podczas wyskoku do piłki poczuł ból w prawej nodze. Nie wytrzymał &#8221;achilles&#8221; Citki, wcześniej mocno sponiewierany przez graczy ze Śląska. Heros z grymasem cierpienia na twarzy został zniesiony z murawy na noszach. Diagnoza nie była pomyślna &#8211; nieuchronna operacja i minimum rok przerwy w grze. Co najgorsze, po tak ciężkiej kontuzji Marek nie miał się stuprocentowej pewności, czy odzyska dawną sprawność fizyczną...

Jak bumerang powrócił temat Blackburn. Pojawiły się głosy, że to Anglicy zrezygnowali z zakupu Polaka, bowiem podczas rutynowych testów medycznych wyszła na jaw prawda o słabości jego ścięgna. Ta informacja jednak nigdy nie zyskała potwierdzenia...

Piłkarz rozpoczął żmudną rehabilitację, skupiając się na życiu prywatnym. Drugie mistrzostwo Polski z Widzewem świętował o kulach. W międzyczasie dostarczał mediom regularnej pożywki, często udzielając wywiadów, zaręczając się z towarzyszką życia. Błędem było zbyt wylewne opisywanie swojej duchowej sfery, co jak każdy kij, miało dwa końce. Z jednej strony zyskał aprobatę ludzi wierzących, zrealizował jedno ze swoich skrytych marzeń uczestnicząc w prywatnej audiencji u papieża. Aczkolwiek nie brakowało drugiego obozu, powątpiewającego i kpiącego z wiary Marka Citki. Dochodziło do komicznych sytuacji, kiedy prasa grzmiała, że zawodnik nie ma sił na murawie, ponieważ w czasie postu nie odżywia się jak sportowiec...

Na zieloną murawę powrócił dopiero po upływie prawie dwóch lat... Mawiał: Psychicznie czuję się bardzo dobrze, bo koszmar wreszcie się skończył. Zbyt wiele czasu już straciłem, żeby cieszyć się tylko z powrotu na boisko. Za bardzo jestem głodny sukcesów!

Już pierwsze mecze pokazały, jak ciężko będzie odzyskać miano najlepszego piłkarza: We wrześniu na własną odpowiedzialność wystąpiłem w meczach przeciwko Pogoni Szczecin i Zagłębiu Lubin. Łącznie zagrałem 40. minut i nie czułem się najlepiej. Miałem zaległości w przygotowaniu szybkościowym, nie wytrzymywałem kondycyjnie. Lekarz twierdził, że wtedy nie byłem gotowy do gry nawet przez kilka minut. Po spotkaniu z Zagłębiem Lubin postanowiłem przez miesiąc intensywnie popracować nad poprawą wytrzymałości i motoryki.
Citko twierdził, że nie odczuwa bólu w kontuzjowanej nodze. Do pełni sprawności wracał powoli. Zaliczył kilkanaście minut z Lechem Poznań, natomiast w pucharowym pojedynku z Groclinem zdobył nawet bramkę, pierwszą od 567. dni! Oczywiście trafienie było w &#8221;jego&#8221; stylu &#8211; przyjąwszy piłkę na szóstym metrze, zademonstrował błyskawiczny drybling, oszukując trzech obrońców i bramkarza Kotorowskiego, by następnie ze stoickim spokojem umieścić futbolówkę w siatce. Tak potrafi tylko Marek Citko - mówiono na trybunach.

W Grodzisku już czułem się dobrze. Pół godziny gry przeciw Groclinowi sprawiło mi dużą frajdę. Cieszę się ze zdobytej bramki, bo przywróciła mi wiarę w sens walki o powrót na boisko &#8211; radosnym głosem obwieścił tuż po spotkaniu.

Swojego premierowego gola po kontuzji zdobył również w lidze, celnie uderzając w spotkaniu z Amicą Wronki obok bezradnie interweniującego Jarosława Stróżyńskiego. Następnie odpuścił sobie lwią część rundy jesiennej, by w spokoju nadrobić zaległości. Pragnął jak najlepiej przygotować się do drugiej części sezonu : Nie ukrywam, że z dużymi nadziejami przystąpię do zimowych przygotowań. Liczę, że od początku rundy wiosennej będę już mógł grać od pierwszej do ostatniej minuty. Przerwa, spowodowana leczeniem kontuzji negatywnie wpłynęła jedynie na moją dyspozycję fizyczną. Nie zapomniałem, na czym polega gra w piłkę. Umiejętności techniczne pozostały, choć zdaję sobie sprawę, że niektórzy już spisali mnie na straty.



Okuka nie docenił...


Jeszcze przed powrotem na boisko Marek miał pewne problemy wynikające z wygaśnięcia starej umowy z Widzewem. Jak sam wspominał, łódzcy działacze z Andrzejem Pawelcem na czele, nie zachowali się wobec niego fair: Z własnych pieniędzy musiałem finansować koszt leczenia kontuzji i na dodatek pewnie niektórzy działacze Widzewa nie wierzyli, że kiedykolwiek powrócę na boisko. Byłem więc klubowi nieprzydatny. Mijały kolejne miesiące i coraz bardziej utwierdzałem się w przekonaniu, że dla działaczy Widzewa mój los stał się obojętny. I właśnie sposób, w jaki zostałem przez nich potraktowany uświadomił mi, że w tym klubie nie mam już czego szukać.
Napastnik zdecydował się wznowić treningi z ... Wisłą Kraków, nową potęgą w polskim futbolu wspomaganą przez pieniądze &#8221;Tele-Foniki&#8221;. Pod Wawelem przebywał dwa miesiące, jednak ostatecznie wrócił do robotniczego miasta, ponieważ Pawelec zdobył się na przeprosiny. Podpisał roczną umowę. Łódzcy kibice wiązali spore nadzieje z jego powrotem...

Come back do ligowego środowiska nie był taki, jak sobie wymarzył. Marek był cieniem świetnego zawodnika sprzed kontuzji, a na Widzewie głośno spekulowano o jego rychłym odejściu. Przerwa odznaczyła spore piętno psychice człowieka po przejściach, bowiem zawodnik jak ognia unikał ostrej walki. Rundę jesienną 1999. roku spędził w Łodzi. Właśnie wtedy pomocną dłoń wyciągnął Smuda...
Utytułowany szkoleniowiec objął zespół stołecznej Legii. Wystartował znakomicie, tocząc zażarte boje z włoskim Udinese. W przerwie zimowej zadzwonił do Citki, proponując przejście do najgroźniejszego rywala Widzewa. Zawodnik zgodził się bez wahania. Kluby dogadały się, co do sumy transferu (2 mln złotych), a piłkarz porozumiał się z działaczami stołecznej jedenastki. Ostatni raz wybiegł na boisko łódzkiej drużyny 30. października 1999 roku przeciwko Pogoni Szczecin. Po kiepskim występie został zmieniony po 45. minutach...

W Legii przyjście Citki spotkało się z mieszaną opinią. Owszem sugerowano, że piłkarz będzie wzmocnieniem &#8221;Wojskowych&#8221;, jednak część kibiców nie zaakceptowała osoby nowego gracza, ze względu na poprzedni klub, w którym występował. Sam zawodnik nie do końca zaaklimatyzował się w stolicy. Nie spełniał pokładanych w nim nadziei, jego gra pozbawiona była dawnego błysku i geniuszu. Legia, będąca skupiskiem gwiazd ligowej piłki, zawiodła na całej linii. Dzień 18. marca 2001 zapamięta na zawsze &#8211; Dragomir Okuka został nowym trenerem warszawskiego zespołu. Serb znalazł &#8221;złoty środek&#8221; na słabą dyspozycję jego podopiecznych. Postawił na graczy wybieganych, walczących, dodatkowo sprowadzając rozgrywającego Aleksandra Vukovicia, który świetnie wkomponował się w drużynę. Pozycja "krucho" grających zawodników jak Citko, czy Mariusz Piekarski topniała z dnia na dzień. Ponadto Marek poróżnił się z &#8221;Drago&#8221; i od tej pory nie mógł liczyć na grę w pierwszym zespole, bez względu na stale rosnącą formę...

Podaruj dzieciakom coś od siebie http://www.pajacyk.pl/ <--------- just do it !!!

...
Napisał(a)
Zgłoś naruszenie
Początkujący
Szacuny 13 Napisanych postów 2802 Wiek 49 lat Na forum 20 lat Przeczytanych tematów 16632
&#8221;Dziecko Białegostoku&#8221; zostało zmuszone do szukania nowego pracodawcy. Praktycznie &#8221;przyklepany&#8221; transfer do izraelskiego Maccabi Kiryat Gat został w ostatniej chwili odwołany. Końcowe miesiące jesieni Citko spędził w Grodzisku Wielkopolskim, gdzie rozegrał trzy bezbarwne spotkania. W przerwie zimowej wyjechał ...


Trafił tam, gdzie docelowo miał wyjechać, czyli do ...Izraela. Ponad pół roku występował w zespołe tejże ekstraklasy Hapoelu Beer Sheva. Podobno prezentował się tam bardzo dobrze, jednak po upływie kilku miesięcy, wskutek kiepskiej sytuacji finansowej pracodawcy został zmuszony do powrotu w ojczyste progi. Wrócił do Legii, gdzie mocną pozycję wyrobił sobie Okuka. Ten zdania na temat polskiego zawodnika nie zmienił. Niedawna nadzieja kraju, z orzełkiem w herbie, była zmuszona biegać po czwartoligowych boiskach, ku uciesze miejscowej gawiedzi, niejednokrotnie mogącej sobie ulżyć wyzywając sławnego sportowca. Drugie podejście do Legii, kompletnie nieudane, przeplatane drobnymi urazami, skończyło się zimą 2003 roku, kiedy zawodnik rozwiązał wreszcie obowiązujący kontrakt.



Na zakręcie...


Bilans gier pierwszoligowych zamknął z dorobkiem 146 występów, podczas których zdobył 22. bramki. Liczył na wyjazd za granicę, jednak oferty nie napływały szeroką ławą: Trenuję samodzielnie, oczekując na sygnał od swojego menedżera. Do końca stycznia zapadnie decyzja, czy wyjadę do zagranicznego klubu. Jeżeli nie, obiorę kierunek krajowy &#8211; mówił bohater Wembley. W istocie oferty krajowe posypały się, aczkolwiek trudno mówić o Kolporterze Kielce czy Piotrcovii, jako klasowych zespołach. Citko był już widziany w tym drugim klubie, gdy nieoczekiwanie pojawiła się oferta ze Szwajcarii. Wyjechał...

W Aarau stał się bardzo ważną postacią, odpowiedzialną za prowadzenie gry. Jego wysoka forma mogła być zaskoczeniem. W dziewięciu meczach zanotował osiem asyst, strzelając jednego gola. Grał bardzo efektownie i przy tym efektywnie. Dzięki znakomitej postawie Polaka FC Aarau utrzymało się w lidze. Podczas wielkiej fety z okazji tego sukcesu &#8221;Citek&#8221;, nie owijając w bawełnę, powiedział: Podczas fety świętowało z nami dwanaście tysięcy kibiców. Wśród tłumu zobaczyłem polską flagę. Bardzo mnie to wzruszyło. Obecnie jestem w takiej samej formie, jak na Wembley. Dziwnie się składa, że jakoś nikt tego nie widzi, podobnie było za czasów mojej gry w Izraelu. Chciałbym wrócić do reprezentacji, bo nie czuje się gorszy od piłkarzy obecnie w niej występujących...

Niestety Marek zapomniał, że liga szwajcarska czy izraelska nie są traktowane, nawet w naszym kraju, zbyt poważnie. Ponadto za bardzo uwierzył w swoją dyspozycję, cały czas przyrównując ją do formy prezentowanej podczas występu na słynnym angielskim stadionie, co z góry było skazane na niepowodzenie. Chyba sam nie wierzył w to, co mówi, ponieważ gdyby ową dyspozycję osiągnął, to w cuglach byłby najlepszym zawodnikiem ligi szwajcarskiej. Po prostu rok 1996. , Wembley minęły bezpowrotnie...

Po świetnym pierwszym sezonie przyszedł kryzys, choć nie całkiem z jego winy. Zawodnik zmagał się z drobnymi urazami, więc nie mógł liczyć na grę w podstawowej jedenastce. Spełniał rolę &#8221;dżokera&#8221;, ale nie radził sobie zbyt dobrze. Dodatkowo miał nie po drodze ze szkoleniowcem Alainem Geigerem, który sprowadził Polaka, by później odstawić go od składu. Jakby tego było mało, pod koniec rundy jesiennej Citko po raz kolejny przegrał walkę z kontuzją i musiał poddać się operacji...

27. marca zapomniane bożyszcze rozpocznie 31. rok życia. W tym wieku nie kończy się kariery, czasami dopiero się ona rozpoczyna. Niestety, dla Citki jego owocna przygoda z piłką została zahamowana przez wątłe zdrowie. Z piłkarskiego szczytu spadł na same dno. Czynnikiem odgrywającym istotną rolę był styl gry piłkarza. Znany z tego, że lubił przytrzymywać piłkę, często stawał się ofiarą boiskowych brutali.

Dziś polski zawodnik musi się zastanowić nad swoją przyszłością. Dawniej Citko był tematem ożywionych dyskusji piłkarskich, teraz jego nazwisko pada równie często jak deszcz na pustyni. Wydaje się, że najrozsądniejszy będzie powrót na polskie salony, bowiem nawet jeśli odbuduje się w Szwajcarii, to i tak nikogo nie powali tym faktem na kolana. Piłkarz nie ma nic do stracenia, a tak wiele do zyskania. Dawny blask i popularność stały się zjawiskiem ulotnym, sława została rozmieniona na drobne. Powrót do ojczystej ligi wywołałby pewne poruszenie w piłkarskim światku. Istnieje szansa, by prezentował sporą namiastkę tego, co osiem lat temu, więc raczej warto zaryzykować. Tylko główny zainteresowany musi sam wziąć sprawy w swoje ręce, chyba że nie ma już motywacji. W takim wypadku może z powodzeniem tkwić w rezerwach szwajcarskiego słabeusza...


PS. Marek Citko ostatnio przypomniał się polskim kibicom. Zawodnik strzelił bramkę w spotkaniu z Grasshopper Zurich. Gol uratował remis z mistrzem kraju. Citko pierwszy raz w tym roku wyszedł w podstawowym składzie, a szansę otrzymał dzięki... jednemu z dziennikarzy, który opisał historię Polaka na łamach jednej z gazet. Owa publikacja wywołała spore poruszenie w siedzibie klubu. Oby to było zwiastunem lepszych czasów dla dawnego asa.

Podaruj dzieciakom coś od siebie http://www.pajacyk.pl/ <--------- just do it !!!

...
Napisał(a)
Zgłoś naruszenie
Początkujący
Szacuny 6 Napisanych postów 3347 Na forum 20 lat Przeczytanych tematów 6270
Bexi jakie - źródło masz soga artykłu niezły

http://www.sfd.pl/temat132515/ - ZAGŁĘBIE SOSNOWIEC
http://www.sfd.pl/temat130326/ - JUVENTUS TURYN

...
Napisał(a)
Zgłoś naruszenie
Początkujący
Szacuny 13 Napisanych postów 2802 Wiek 49 lat Na forum 20 lat Przeczytanych tematów 16632
90 minut

Podaruj dzieciakom coś od siebie http://www.pajacyk.pl/ <--------- just do it !!!

...
Napisał(a)
Zgłoś naruszenie
Początkujący
Szacuny 5 Napisanych postów 8919 Wiek 36 lat Na forum 22 lat Przeczytanych tematów 72477
bARDZO DOBRY ART
Sądze, że nie przejście Citki do Blacburnu było jego życiowym błędem...kto wie jakby sie wtedy jego kariera potoczyła. A tak został kolejnym zmarnowanym talentem polskiej piłki

Urodzony w Warszawie, wychowany na Łazienkowskiej
MODERATOR DZIAŁU -=PIŁKA NOŻNA=-

LINK DO DZIAŁU http://www.sfd.pl/forum.asp?forum_id=139&forum_title=Pi�ka no�na

...
Napisał(a)
Zgłoś naruszenie
Początkujący
Szacuny 13 Napisanych postów 2802 Wiek 49 lat Na forum 20 lat Przeczytanych tematów 16632
Dokładnie Thomas zgadzam sie z toba mam takie samo zdanie

Podaruj dzieciakom coś od siebie http://www.pajacyk.pl/ <--------- just do it !!!

...
Napisał(a)
Zgłoś naruszenie
Początkujący
Szacuny 6 Napisanych postów 3347 Na forum 20 lat Przeczytanych tematów 6270
żeby nie było tak z Niedzielanem - bo Kosowski też był dobrym zawodnikiem - a teraz pograł troche w niemczech i już planuje przejście znowu do Wiły - dlaczeo ponieważ tam jest za słaby jak dlamnie
1

http://www.sfd.pl/temat132515/ - ZAGŁĘBIE SOSNOWIEC
http://www.sfd.pl/temat130326/ - JUVENTUS TURYN

...
Napisał(a)
Zgłoś naruszenie
Początkujący
Szacuny 1 Napisanych postów 1184 Na forum 20 lat Przeczytanych tematów 2660
Tak samo karwan przeszedl do Herty i lawa caly czas i sie zmarnowal a zapowiadal sei znakomicie

*trening czyni mistrza*

...
Napisał(a)
Zgłoś naruszenie
Początkujący
Szacuny 1 Napisanych postów 8354 Na forum 21 lat Przeczytanych tematów 59852
Artykuł bardzo fajny

Pozdrawiam
Mateusz

...
Napisał(a)
Zgłoś naruszenie
Początkujący
Szacuny 14 Napisanych postów 821 Wiek 35 lat Na forum 20 lat Przeczytanych tematów 6454
tak pamietam jeszcze moja koszulke widzewa na klacie BAKOMA a z tylu CITKO z numerem 6 (jak dobrze pamietam) hehehe
to byly czasy :) niezly artykul :)
Nowy temat Wyślij odpowiedź
Poprzedni temat

Liga Typerów

Następny temat

"Przeżyjmy to jeszcze raz"

WHEY premium