wykupiłam na trzy miesiące karnet do klubu fitness i regularnie chodziłam na zajęcia (ok 6h tygodniowo). Ćwiczyłam głównie ABT, TRX, Pilates (ale taki wzmacniający) i przez ostatnich kilka tygodni dużo korzystałam z Orbitreka. Niestety, po swojej figurze widzę spory przyrost masy mięśniowej, przy praktycznym braku spadku poziomu tłuszczu. Tanita twierdzi jeszcze inaczej (wg niej to mi przybyło samego tłuszczu) - choć gołym okiem idzie zaobserwować zupełnie co innego. Nie stosowałam specjalnych diet, po prostu starałam się prawidłowo odżywać.
Szczerze - załamałam się. Łydki: kulturystki (mało tłuszczu), uda: masywne (i tłuszcz widać), brzuch: średni, ale da się przeżyć. Najprawdopodobniej przytyłam w wyniku przyjmowania przez 3,5 roku bez przerwy hormonów. Przy swoim wzroście (167cm) potrafiłam ważyć kiedyś 48kg, optymalnie się czułam przy 52kg, a teraz mam 61kg (kiedy zaczynałam ćwiczyć było to ok. 58kg). Wiem, przybyło mi mięśnia, ale ja się czuje przede wszystkim tłusta - mimo tego, że Tanita pokazywała ostatnio 24,8%. Proszę, poradźcie coś. Nie chcę dalej obrastać w mięsień przy braku redukcji tkanki tłuszczowej (boję się dalej ćwiczyć). Może problem tkwi też w jakichś innych problemach, może miałyście podobnie? Boję się, że problem jest natury zdrowotnej (złe krążenie limfatyczne, zaburzenia hormonalne). Za każdą merytoryczną odpowiedź będę wdzięczna, choć przyznam, że najcenniejsze będą dla mnie doświadczenia osób, które miały podobnie.