Frank Mir się świetnie zaprezentował - lepszy pod każdym względem. Gameplan ukierunkowany na wycieńczenie Nelsona, trzymał się go perfekcyjnie. Przewaga siłowa, która mnie zadziwiła. 260 funtów silnego bydlaka, widać, że cały czas idzie do przodu z tym swoim treningiem siłowym, ciągami, przysiadami i spacerami farmera.
Dobrze, że zrezygnował z kretyńskiego pomysłu schodzenia do LHW i rozwija się jako naturalny HW.
Po tej ostatniej walce z CroCopem spadło moje mniemanie o Mirze, a tu niespodzianka.
Rampage wyglądał tak, jakby mu się średnio chciało, a i tak walkę kontrolował niemalże w 100%. Nie wiem czy to kontuzja, o której mówił, czy po prostu ogólnie traci motywacje, ale jeśli jeszcze zdoła skupić się w pełni na MMA, może odzyskać pas.
Nie sądziłem, że chaotycznie i dziwnie walczący Browne zdola tak czysto trafić Struve'a, typa trenującego stójkę w Holandii (z Ghitą w dodatku...), ale jednak trafił. Sporo w tym winy Struve'a, któremu się załączyła młodzieńcza ułańska fantazja. Cios Browne'a potworny, Struve się prawie złamał, hehe.
Alves niewiele pokazał, Story dobry skurczybyk.
Już wcześniej pisałem, że Stann pokaże Santiago różnice między USA, a Japonią i tak też się stało. Mam nadzieję, że ta walka obaliła mrzonki tych wszystkich, co widzą Mameda w UFC. Nie ma co się dziwić, że Khalidov woli KSW.
"It's faster than f***ing shit" (c) Bruce Buffer