Przez złe odżywianie na przestrzeni lat (jadłem cokolwiek, żeby tylko mieć kalorie - jestem 100000% ekto) oraz niekompetencję lekarzy zachorowałem na bardzo nieprzyjemną chorobą - kandyzozę ogólnoustrojową w stopniu znacznym.
W związku z tym przez najbliższe parę lat lub nawet dożywotnio będę musiał przestrzegać restrykcyjnej diety - bez tego ani rusz. Jest to podstawa leczenia.
Mam 177 cm wzrostu i ważę ok. 50-53kg. Mam naturalnie bardzo chude kości ale mimo wszystko bardzo chciałbym przytyć. Mam 20 lat i nie wyglądam należycie.
Cały problem polega na tym, że muszę stosować dietę low-carb.
Zero glutenu (nawet orkiszowego), minimum węglowodanów (nawet o niskim indeksie glikemicznym), zero przetworzonego żarcia i kategoryczny zakaz cukru nawet w ilościach śladowych (tyczy się to również owoców).
Obecnie jadam ~3g białka / kg masy ciała, nieco węglowodanów z zielonych i czerwonych warzyw (omijam marchewkę, która ma dość wysokie jak na warzywo), oraz spożywam masę tłuszczów (czerwone mięsa, tran, pestki dyni i słonecznika - z umiarem - mają węgle).
Absolutna granica to jakieś 0,8-1g carb / kg masy ciała.
Jem dość dużo (średnio 1,5 kg jogurtów naturalnych), dużo kurczaka, warzyw, czasami jakaś rybka, tłuszcz kokosowy, olej lniany, tran.
Zdaję sobie sprawę, że na takiej diecie nie nabiorę tłuszczu (brak wyrzutu insuliny i igf1 bez carb) ale chciałbym chociaż zbudować nieco mięcha.
Niestety póki co główny efekt moich zmagań to kilkukrotnie częstsze odwiedzanie 'siedziska kontemplacji'. Liczba wzrosła z raz na 2 dni do 2x dziennie.
P.S.
Na leczenie farmakologiczne już się uodporniłem, podobnie z resztą jak na wiele naturalnych metod leczenia. W ramach konieczności stosuję środki zarejestrowane do leczenia takich przypadłości w weterynarii.
Dieta to absolutny mus.