bo pewnie nikt jej jeszcze nigdy nie dusił. i nie wie, jak ślicznie przy tym twarz czerwienieje i głowa puchnie.
nigdy też pewnie nie wyrżnęła głową o matę.
dziś na treningu w klubie bjj, gdzie zaszedłem na próbę, partner miał wypadek właśnie z uderzeniem głową o matę. częściowo z mojej winy, ale... mnie uczyli według innych założeń.
ćwiczylismy obalenia gardą - według standardów judo to były delikatne jak puch sprowadzenia, bez podrywania partnera z maty. a mata miękka, znacznie bardziej miekka niż tatami uzywane w judo. a że pierwsze, co powinien umiec grappler to upadac, zeby sobie nie zrobić krzywdy, w pewnym momencie obalenie wykonałem nieco bardziej dynamicznie,żeby wreszcie poczuc ta technikę. nie siłowo, tylko po prostu szybko. dynamicznie. efekt taki, ze on wyrżnał głową o matę az go zamroczyło resztę treningu spędził na ławie. pewnie, widziałęm jak niektórzy z bjjowców upadali kulawo, nie wyobrażam sobie takiego braku amortyzacji przy rzutach, ale mimo wszystko coś takiego...
to jest jak
KO. wypadki raczej rzadkie, ale predzej czy później każdy to zaliczy. mi sie też zdarzało, też nie z mojej winy.
niestety, specyfika sportów kontaktowych jest taka, jaka jest.