Ja co sobota biegam w Warszawie nad Wisłą - nieważne czy zima, czy lato. A w zimie jest strasznie - taki wiatr od rzeki, że można paść. Ale się nie zrażam, sprawia mi to przyjemność. W zimie najważniejsza dla mnie jest czapka przez którą nie przechodzi wiatr, praktycznie jak temp. nie jest poniżej -10, to mam na sobię koszulkę, bluzę z materiału typu bawełna i na zewnątrz dres ortalionowy. I jak się ostro biegnie to jest mi na tyle ciepło, że zawsze jestem cały mokry. Ale nie można się wtedy zatrzymać, bo przeziębienie pewne. Oddychać spokojnie, ale nie ustami tylko wdech nosem, a wydech ustami. Wiem, że to czasem ciężko, szczególnie jak się chce pobic własny rekord, ale warto się nauczyć, bo w ten sposób ogrzewamy powietrze i nie wdychamy takiego zimnego.
Jak byłem młodszy, jeździłem na obozy kadry makroregionu do Zakopca - tam to było bieganie. Nie dośc że nie po płaskim, tylko po górkach i dołkach, ale w dodatku przy parostopniowym mrozie. I dystanse 6-10 km. I nikt jakoś nie narzekał i nie chorował. A mieliśmy po 2-3
treningi dziennie. Bieganie, treningi na macie, na siłowni.