Widzę że stoimy po przeciwnych stronach barykady, ale to dobrze bo dyskusja ciekawa. Chyba obaj zgodnie twierdzimy, że jeśli ktoś chce koksować to ma do tego prawo. Ty twierdzisz, że wyznacza to (tak zrozumiałem z twoich wypowiedzi) pewnego rodzaju standard, z którym trzeba się pogodzić. Mnie to po prostu nie odpowiada (chociaż rozumiem że komuś to może się podobać). Jeśli
amatorska kulturystyka ma być pokraczna to ja taką wolę (tobie ta się nie podoba). Przynajmniej taki kulturysta może się normalnie poruszać, bez ocierania się o siebie wewnętrznych mięśni nóg (Nasser już w 1995czy 1996 miał z tym problemy podczas przygotowań do zawodów - M&F nie pamiętam który numer).
Co do "niemęskiego" ;) to zawodowa kulturystyka (męska) jest przeze mnie (i nie tylko) tak nazywana z racji dziwnego popędu w stronę masy mięśniowej. Ty nazwałeś ich mutantami genetycznymi (ja jeszcze nie słyszałem aby ktoś z nich przechodził terapię genową, ale jeśli tak to mnie popraw) ponieważ chodziło ci o ich ogólny wygląd (tak ci się kojarzy). Ja tak ich nazwałem bo to już dla mnie po prostu psychiczne pogubienie się w tym sporcie. Bo jak nazwać człowieka, który dwa razy w nocy się budzi aby spożyć białkowy posiłek żeby nie przejść w katabolizm? Dobra. Własnie znalazłem inne określenie - to jest szaleństwo. Swoją drogą psychologowie ogólnie określają ludzi którzy dążą do znacznej hypertrofii mięśni (chodzi im o kulturystów nie o ludzi ćwiczących z mniejszą intensywnością i mniejszą masą mięśniową), jako przekoszonych psychicznie i zakompleksionych (w mniejszym lub większym stopniu). Jest na to jakaś naukowa nazwa. Niestety nie pamiętam jaka. Mnie to strasznie denerwuje, ponieważ nie dość że w pewien sposób rzutuje to na mnie jako osobę zainteresowaną tematem, to jeszcze stawia się mnie na równi z koksiarzami (ciekaw jestem w takim razie po co powstała psychologia sportowa m.in. w kulturystyce, skoro osoby ćwiczące na czysto też są ułomne psychicznie). Ogólnie stwierdzam, że przez koksiarzy dostało się nam na tym froncie.
Następna sprawa - nie mają nic wspólnego ze świniami, co innego Greg Kowac - (nie przekopiowałem bo mi się śpieszy, ale taki jest sens twojej wypowiedzi). Nieźle się uśmiałem, bo sam trochę pojechałeś po kulturystach. Co prawda Kowac raczej zawodowcem chyba nie jest (a może?) ale podpiąłeś mu etykietę, której przylepienie np. klientom startującym w MO cię denerwuje (dopiero na forum spotkałem się z porównaniami zawodników do wieprzowiny ;)).
Tak czy owak stosujemy swoje powiedzonka i porównania. Pozdrawiam.
"Jestem jak szarańcza-szybki, wściekły i wiecznie głodny; biorę co moje i lecę dalej w dobrym towarzystwie"