- Zabrakło nam tylko zwycięstwa, bo między linami pokazałeś, że jesteś twardym wojownikiem - mówili wieczorem w Warszawie kibice. Polscy dziennikarze także byli zgodni: to Paweł demonstrował lepszą technikę, serce do walki.
- Teraz muszę wrócić do ciężkiego treningu. Trochę zmodyfikować dotychczasowe przygotowania. Na pewno potrzebnych jest mi więcej ciężkich sparingpartnerów - powiedział serwisowi budo.pl Nastula.
Odpiera także zarzuty, że obrona poprzez przekręcenie się na brzuch była złym wyborem. To podczas takiej akcji Aleksander Emelianenko zdołał założyć duszenie.
- Gdy od razu się wstaje, to jest to bezpieczny element. Za pierwszym razem tak właśnie zrobiłem i zrzuciłem z siebie przeciwnika. Podczas drugiej próby Emelianenko był szybszy. Nie chcę się jednak usprawiedliwiać, tłumaczyć, że było blisko. To dobrze, że kibice cieszą się z mojej postawy, ale ja pojechałem tam by wygrać. Poniosłem porażkę i takie są fakty. Dla mnie nie ma ładnych przegranych. To Aleksander był górą i nic tego nie zmieni. Muszę wyciągać wnioski i walczyć jeszcze bardziej agresywnie. Przede mną naprawdę ciężka praca. Nie boję się jej - mówi Nastula.
Nasz mistrz olimpijski przyznał, że nie wie, kiedy wyjdzie na ring po raz kolejny.
- Nie jest znany termin kolejnej gali. Ja muszę ostro przepracować przynajmniej kilka miesięcy. Jest także jeszcze za wcześnie, by mówić, o szczegółach moich nowych treningów - kończy Nastek.
wzięte z serwisu budo.pl
I just don't want to die without a few scars.