Aż normalnie musiałem konto założyć, żeby się wypowiedzieć, bo straszne głupoty piszecie. Zwłaszcza wypowiedzi na temat testów sprawnościowych burzą mą krew. Pozwolę tu sobie przytoczyć moją historię.
W sylwestra postanowiłem że rzucam studia dzienne, gdyż to nie widziałem się w zawodzie który miałbym po tych studiach wykonywać. Zawsze ciągnęło mnie do wojska więc zdecydowałem się złożyć papiery do WSOWL. Treningi zacząłem w lutym tego roku. Na początku chodziłem rekreacyjnie na basen i codziennie biegałem. Dystanse różne, ale nie mniej niż 5km dziennie. Tempo też różne, ale na początku było ciężko kilometr zajął mi 4:50. Z tym że mieszkam w dość górzystej okoli i na wsi, więc nie ma mowy o czasówkach na bieżni czy czymś podobnym. Nie miałem też jak zmierzyć w tamtym okresie biegu wahadłowego( który notabene biegłem pierwszy raz dopiero na testach w WSOWL), no i nie podciągałem się nawet raz :)
Z racji braków sprzętowych( brak drążka w okolicy), swoje treningi ograniczyłem tylko do codziennego biegania. Do tego całkowite ograniczenie alkoholu i imprez. W marcu miałem pierwsze badania. Psychologiczne poszły gładko, czego nie mogę powiedzieć o lekarskich, do samego końca nie wiedziałem czy w ogóle będę mógł jechać do Wrocławia. Problemem była morfologia krwi, długo by tłumaczyć, mogę tylko dodać że gdyby lekarze z TWKL/RWKL nie uważali się za najmądrzejszych ludzi na świecie i nie liczyli na "posmarowanie" to pewnie nie męczyłbym się z nimi. Oczywiście najpierw stwierdzili że jestem niezdolny do służby, ale się odwołałem i w ten sposób 6 albo 7 lipca się dowiedziałem że jednak jestem zdolny.
Pierwszy kontakt z wojskową społecznością miałem właśnie na badaniach. Kandydaci byli w miarę spoko, jednak wszyscy szli do WAT-u. O wojskowych za to nie mogę powiedzieć dobrego zdania. Praktycznie mnie wyśmiali że chcę iść do Wrocławia, nie mając pleców. Podobnie jak lekarze byli najmądrzejszymi ludźmi na świecie. Oczywiście wg ich mądrości nie miałem szans się dostać chociażbym nie wiadomo co zrobił. Tu też trochę poczytałem, o plecakach i po pewnym czasie mój stosunek zmienił się na taki że próbuję tam iść "na fazę", tzn jak się dostane to będzie faza, a jak nie to mam wy***ane.
Dzień przed wyjazdem, udało mi się skontaktować z jakimś pułkownikiem, teściem jakiegoś gościa z którym kumpel robi. Bardzo mnie podniósł na duchu. Najpierw zapytał czy mam tam jakieś plecy, a gdy odpowiedziałem że nie, to powiedział że "w takim razie Twoje szanse na dostanie się tam są zerowe". Mówił mniej więcej to samo co wszyscy, albo plecy, albo kasa, albo mogę sobie pomarzyć o wojsku. Doradził też żebym nawet nie jechał, bo to nie ma sensu. Nie posłuchałem go jednak i na fazę pojechałem 11 lipca( niedziela) do Wrocławia.
Na miejscu straszny reżim. Cisza nocna od 22:00 do 6:00 nie wolno nigdzie chodzić samemu itp, na szczęście można było oglądnąć finał :D Ludzie ogólnie spoko, chociaż wyczesy też się trafiły. Rano ze smrodu nie dało się wejść do kibla, ludzie tak srali po gaciach( dosłownie). I teraz sprostowanie co do testów sprawnościowych.
Podciąganie:
Nie ma co płakać że nie zaliczał, konkurencja niby prosta, ale jak widać nie dla każdego. Prawidłowo wykonane podciągnięcia zaliczał każdemu. A to że ktoś ma problem ze zrozumieniem jak wygląda prawidłowe podciągnięcie, to niech nie wini oficera liczącego.
Wahadłowy:
Tu nie mogę nic wartościowego powiedzieć, poza tym że trzeba za******lać :)
Bieg na 1km:
Jak czytam że wam kurz przeszkadzał, albo słońce to mi się nasuwa tylko jedno pytanie. Czy wy chcieliście te testy zdać jak najlepiej, czy tylko się prześlizgnąć? W jaki sposób kurz przeszkadza osobie która biegnie jako pierwsza?
Rozmowa kwalifikacyjna, to lekka żenada. Ludzie w garniakach byli, a szczerze wątpię żeby im to pomogło. Dyplomy niby coś dawały( mi np na rozmowie cisnęli że nie mam żadnych dyplomów że nic nie robię :P) Jednak wydaje mi się że na samych dyplomach się nie da dostać do tej szkoły. Jakiś koleś, miał plik dyplomów a kilometra nie przebiegł w minimalnym czasie...
Ja do WSOWL się dostałem, testy sprawnościowe poszły mi wg mnie średnio dobrze, ale na rozmowie kwalifikacyjnej mnie chwalili. Wiem też że byli goście znacznie lepsi ode mnie( nie wiem jak im matura poszła ani rozmowa, ale z testów byli blisko maksa), ale nie wiem czy się dostali czy nie. Bo lista przyjętych jest po nazwiskach ( np J.Kowalski). Recepta na sukces? Lepiej mieć średnie wyniki z każdej konkurencji niż błyszczeć podciąganiem, a biegiem ledwo się mieścić w minimum.
Ogólnie poziom ludzi tam występujących był żałosny. Tak z 50% osób chciała zwojować świat podciąganiem. 20% to w ogóle nie wie co tam robiła( no sry, ale jak minimum jest 5 podciągnięć a koleś robi 0, to co jest ****a grane?). 5% się odgrażała że za rok przyjedzie naładowana sterydami i się będzie podciągać 40 razy( autentyk!) 20% osób po prostu nie była za słaba no i 5% okazała się najlepsza wśród całej tej bandy :)