Nie wiem na ile skłonności do chorób psychicznych są dziedziczne, nie znam się na tym. Natomiast lekarz mówił mi, że około 60% kobiet charakteryzuje się usposobieniem z przewagą myśli negatywnych o sobie i otaczającej rzeczywistości, stąd częściej obserwuje się obniżenie nastroju u kobiet, niekoniecznie mówiąc od razu o jakiejś chorobie.
Ale do czego zmierzam - myślę, że dorastanie w rodzinie dotkniętej chorobą psychiczną jakiś wpływ ma i niekoniecznie chodzi o dziedziczność. Moja mama cierpi na nerwicę natręctw i ja widzę w tym jedną z przyczyn moich problemów. Myślę, że u mnie nałożył się wrodzony perfekcjonizm i ambicja plus ten właśnie chorobliwy rygor i dyscyplina, w których wzrastałam. Kiedy byłam młodsza też potrafiłam winić mamę za to, że to przez nią wrosłam w takie dziwne schematy. Ale wtedy tego nie rozumiałam, widziałam w tym celowe działanie i chęć pognębienia mnie i zatrucia mi życia.
Co dalej - okazało się, że jednak mogłam się z tego wyzwolić to raz, dwa nie przyszłoby mi teraz do głowy winić mojej mamy za cokolwiek. To jest choroba, nad tym nie ma się kontroli. Obecnie mama leczy się od kilku lat, zmieniła się o 180 stopni i może wreszcie normalnie funkcjonować. A ja cieszę się, że wreszcie też jest wolna, chociaż akurat to schorzenie nie poddaje się całkowitemu wyleczeniu i tego dawnego koszmaru nie pamiętam. Głupia egoistyczna koza wtedy byłam. Ty, Anastazjo, też tak na to spójrz.
Schizofreników akurat kilku znam i tak jak pisze Nikitta - wlaściwe leczenie pozwala normalnie funkcjonować, ale niestety popełnione wcześniej błędy, nie dają się już naprawić. Osobiście znam 2 przypadki, kiedy właśnie lekarz z marszu przepisał silne, otumaniające leki i teraz to już kaplica - znam 2 kobiety, które funkcjonują jak malutkie dzieci i wymagają opieki do końca życia. Jednocześnie mam w rodzinie wujka, u którego choroba została szybko zdiagnozowana i odpowiednio prowadzona i teraz facet ma rodzinę, dzieci i jest okej. Tyle w tej kwestii mogę dodać.