I tu rację masz Ty - zawsze znajdzie się jakieś miejsce, gdzie nie ma za dużo przestrzeni, nawet w środku miasta np. tramwaj/pociąg.
Autorowi tego posta mogę powiedzieć tylko jedno - niech zajmie się MMA z większym naciskiem na sztuki uderzane oraz na szybkie chwyty (przerzutki/podcinki)...
Na tym forum zauważyłem grupę ludzi, którzy polecają sztuki chwytane na ulicę... Moim zdaniem, opartym na wypowiedziach znanych figherów MMA (np. Bas Rutten - na pewno go znacie), oraz na doświadczeniu (niestety, ale ja i moi kumple mamy po prostu nadzwyczajne szczęście do spotykaniu byczków w barach), mogę tylko powiedzieć, że:
1.
walka na ulicy/barze/pociągu będzie prawie że zawsze walką Ciebie z grupą, albo walką twojej grupy z inną - zapomnij o solówkach.
2. Sztuki chwytane radzę sobie darować w walce z większa ilością przeciwników niż 1. Możesz być zwinny jak wiewiórka, mieć wspaniały balans ciałem, możesz rozkładać uderzaczy migusiem, dobierając się do ich bioderek i poniewierając nimi jak szmatami, ale... to jest tylko dobre w sytuacji 1 vs. 1, bo jeśli będzie choćby 2óch napastników, to gdy zejdziesz do parteru i zaczniesz "przytulanki" choćby na 2-4 sekundy, to na twojej głowie/żebrach może coś wylądować... Jeśli natomiast będzie to trwać dłużej niz 5 sekund, to się wiąże z otoczeniem i butowaniem aż do porządnych siniorów (oczywiście bonusowo połamane kości i farba).
Jeśli chodzi o walki z wieloma przeciwnikami, to radzę stać na nogach i mieć wszystkich na oku.. jeśli choćby 1 z napastników znajdzie się za twoimi plecami, to szanse na siniory wzrastają wielokrotnie, a gdy leżysz na ziemi i się przytulasz do jednego z nich, to wielokrotność się pomnaża.
Najlepsze podejście jest chyba te z krav-magi - czyli starasz się na maksa unikać walki, ale gdy już do niej dojdzie, to szukasz jak najkrótszej drogi aby z niej wyjść.. czyli szybki atak i nogi za pas.
Cóż na koniec mogę dodać - jeśli atakować, to z pewnością.
Jedynym pocieszeniem jest to, że 98% tych wszystkich twardzieli, którzy zaczepiają innych w grupach, nie ma bladego pojęcia o walce. Używają wyłącznie swojej siły i często robią sobie krzywdę. Mam sąsiada w wieku ok 30 lat, który mimo swojego wieku, żony i dziecka lubi sobie czasem poszaleć. Przynajmniej raz na rok chodzi w gipsie - a czemu? - bo nawet nie wie, że z pięści to walić należy w szczękę, albo w nos, bo reszta czaszki człowieka jest zbyt twarda na takie ciosy.
I na zakończenie taka śmieszna rzecz.. jakiś miesiąc byłem z kumplami na piwku i zobaczyłem walkę 2 vs 1. Walka była bardzo zabawna, bo dwóch byczków zaczęło okładać jakiegoś kolesia.. A co było najśmieszniejsze? Jeden okładał go z przodu, drugi z tyłu a tamten dalej stał.. to wszytko trwało chyba z 2 minuty i tamci go nie powalili
) Pruli go po głowie, ale niestety nie tam, gdzie trzeba. Po tych 2ch minutach kolesie przestali go okładać i się rozeszli (musieli się nieźle sfurstrować
- wtedy naprawdę się uśmiałem
)
Takie wydarzenia mogą nas uświadomić, jakimi laikami są niektórzy z tych wszystkich dobrze nam znanych twardzieli... Choć nie należy sobie robić zbyt dużej nadziei na to, że akurat z takimi fujarami staniemy do walki.. Bo może się okazać, ze mimo dobrego treningu i obycia w walce, zaatakują Cię dwie fujary i jedna z nich przypadkiem uderzy Cię tam, gdzie Ty byś tego bardzo nie chciał i klapa.