I podczas morderczego treningu w pomieszczeniu bez wentylacji z bardzo wysoką temperaturą. Takie
treningi trwają zazwyczaj około 4 godzin. Główną część stanowią kichon i obowiązkowo 1000 do 5000 mawashi-geri. Mielismy cos podobnego na letnim obozie. Była pobudka w nocy o chyba 2 czy 3 godzinie. Przebraliśmy się w karategi i poszliśmy na sale. Tam po półgodzinnym treningu mieliśmy robić 1000 mawashi. Ci co nie chcieli to mogli sobie iść. Żadnych konsekwencji nie było. Ja zostałem. Pierwszych 100 było jeszcze znośne. Później kryzys zaczyna się przy 250 i przez 50 następnych. Potem to już mogłem się jakby wyłączyć. Zapadłem w coś jakby trans. W ogóle był fajny klimat. Ciemna sala. Jedyne światło pochodziło z pochodni. Odgłos bembnów. Głos liczącego sensei. Co 100 było 10 mawashi z kiai. Te mawashi starałem się robić na jodan. Resztę robiłem na chudan. Gdy było już po wszystkim i zapaliliśmy światła nie bardzo wiedzieliśmy co się stało. To było całkowicie nowe przeżycie. Sensei mówił: I co? Można zrobi 1000 mawashi? My na to: Można!. No to sensei mówi: Teraz następne tysiąc. Nikt nie narzekał. Wszyskim było chyba obojętne ile mawashi zrobi. Po parudziesięciu przestaliśmy. Nie rozciągaliśmy się przed tymi mawaszkami, a po wykonaniu ich ponad tysiąc wielu robiło szpagat. Po wszystkim poszliśmy spać. Nie było porannej zaprawki
. Na drugi dzień o dziwo nie miałem żadnych zakwasów, nic nie miałem naciągnięte. A tempo naprawdę trudno było na początku utrzymać.
Jest to naprawdę niezwykłe przeżycie i polecam je każdemu karatece. Nie tylko ze względów fizycznych, ale też psychicznych. Po czymś takim człowiek naprawdę się zastanawia nad duchową istotą Karate
"Należy być silnym jak lew, a zarazem szlachetnym jak kwiat. Poprzez trening można dotrzeć do bram niebios."- Sosai Masutatsu Oyama