To i ja sie podziele moimi wynikami. Jeszcze w liceum jezdzilem z kolegą w weekendy na takie wypady za miasto. Jeden wypad zabrał nam na góralach 12h. Przejechalismy wtedy 174km. Ale to bylo bez obciążenia. W ciągu tych 12h mieliśmy przerwy, zwiedzaliśmy, cykaliśmy fotki, itd.
Natomiast w te wakacje pojechalem do znajomego. 155km z pełnym obciążeniem sakwami, namiotem, spiworem, itd. Srednia predkosc wyniosla ciut ponad 20km/h, ale co słoneczko przypiekało to historia. Skóra z ramion schodzila mi jeszcze 4 dni.
Podziele sie jeszcze moimi spostrzezeniami, bo mysle, ze warto.
Jak kierowcy zapatruja sie na ruch rowerów po szosie każdy wie. A jak nie wie, to niech przyjmie do wiadomości, że nie uważają, że trąbią, wyprzedzają na trzeciego. O TIR'ach juz w ogole nie wspomne, bo wlos sie jeży. Ale... Jadąc do mojego kolegi, mialem do roweru przytroczone sakwy, kask na głowie, getry i koszulke kolarską. O dziwo kierowcy traktowali mnie jak POJAZD na drodze, omijając szeroko drugim pasem (dla niezorientowanych zwykle wymijają na styk; az sie zawsze boje, że mi zachaczy lusterkiem o kierownik)). Nie próbowali wyprzedzać, kiedy z przeciwka coś jechało. Zdanie kierowców samochodów osobowych podzielali także TIRowcy. O ile pamietam, żaden nawet na mnie nie natrąbił. I co wy na to? Mój wniosek: odpowiedni strój i kask na głowie czynią z rowerzysty prawie rówouprawnionego uczestnika ruchu. Dlatego polecam kask na rowerek zakladac zawsze; jesli nie ze strachu przed upadkiem, to przynajmniej dla 'odstraszenia' kierowców.
Oczywiście generalizuje, bo są kierowcy i kierowcy(taborety). Z mojego doświadczenia wiem, że tych drugich jest znacznie wiecej. Ja na szczescie zaliczam sie do tych pierwszych
Pozdrawiam,
Prysznic