Wszyscy kolejni trenerzy Mike'a Tysona, którzy przygotowywali go do pojedynków w ostatnich kilku latach, mieli nadzieję, że uda im się przywrócić "Najgorszemu człowiekowi planety" dawną drapieżność. Okazywało się jednak, że ten fenomenalny niegdyś pięściarz nie jest w stanie zmobilizować się do wystarczająco długich i ciężkich przygotowań. Tyson, słynny niegdyś mistrz wagi ciężkiej zwany w czasach swojej świetności "Żelaznym", szybko rdzewiał i w trzeciej, lub najdalej w czwartej rundzie stawał się coraz łatwiejszym celem dla rywali.
Ostatnio próba naoliwienia dawnej niezwyciężonej maszyny do "zabijania" nie udała się także jego przyjacielowi, byłemu mistrzowi świata wagi piórkowej, Jeffowi Fenechowi. Jednak chętnych do podjęcia następnej próby wskrzeszenia ringowego drapieżnika nie brakuje. Jednym z nich jest Kevin Rooney.
Podszepty pijawek
Będący wychowankiem słynnego Cusa D'Amato Rooney trenował Tysona jeszcze w czasach jego kariery amatorskiej. Przestał z nim pracować w 1988 roku, po pojedynku z Michaelem Spinksem. Błyskotliwy pięściarz, były champion kategorii półciężkiej i ciężkiej, legitymujący się niesplamionym rekordem 31-0, został "zniszczony" w ciągu 91 sekund. Nic więc dziwnego, że po tym wyczynie, trzy dni przed swoimi dwudziestymi drugimi urodzinami, Mike został uznany za zawodnika nie do pokonania. Być może te powszechne zachwyty nad Tysonem, i chyba podszepty kręcących się w pobliżu championa "pijawek", sprawiły, iż będący wówczas królem bokserskiej dżungli zawodnik uznał, że da sobie radę bez dyscyplinującego go Rooneya. Z dzisiejszej perspektywy wygląda to na błąd. Bowiem już w lutym 1990 roku Tyson został znokautowany w Tokio przez skazanego na pożarcie (bukmacherzy uznali Mike'a za faworyta w stosunku 25-1!) Jamesa Bustera Douglasa.
Piętnaście lat po tej pierwszej klęsce Tysona, wkrótce po walce "Bestii" z Kevinem McBride'm, Rooney udzielił wywiadu znanej bokserskiej witrynie internetowej Fightnews.com. Stwierdził w nim, że styl, w jakim Mike przegrał z McBride'm, wzbudził jego zdumienie.
- To śmierdząca sprawa. Nadal nie mogę uwierzyć, że ten bokser, który się poddał w szóstej rundzie, to Mike Tyson. To nie był facet, którego trenowałem - tamten to była maszyna do walki, odbezpieczony granat. Zadawał serie ciosów i robił uniki. Praktykowaliśmy styl Cusa D'Amato, perfekcyjnie dopasowany do Mike'a, ale on z niego zrezygnował.
Ostatnia żądza chwały
Szukając przyczyn słabej postawy najmłodszego w historii championa wszech wag, Rooney zastanawiał się, czy kontynuowanie kariery przez Tysona, 20 lat po zdobyciu przez niego pierwszego mistrzowskiego pasa, ma jeszcze jakikolwiek sens.
- Mike wyglądał w porządku, ale za dużo ważył. Nie był wyrzeźbiony, ale nie powiedziałbym, że nie był w formie. Prawdopodobnie się zestarzał.
Jeśli naprawdę nie ma w sobie żądzy walki, koniecznie powinien zrezygnować. Jeśli walczysz tylko dla pieniędzy, źle się to skończy. Chociaż uszkodził sobie kolano w walce z Dannym Williamsem, wykazał się odwagą i bił się mimo bólu. Ale Mike walczy tylko raz w roku i nie wyszedł do następnej rundy przeciw Mc Bride'owi. Wygląda na to, że brak mu chęci do kontynuowania kariery.
Jednak nadal pracujący w tym samym gymie w Catskill, Rooney nie przesądza, że Tyson definitywnie powinien zawiesić rękawice na kołku.
- Trzeba pamiętać, że Mike wielokrotnie mówił wiele różnych rzeczy. Po rewanżowej walce z Holyfieldem powiedział, że jest skończony. To samo mówił po pojedynku z Lewisem. Kto wie, co się dzieje w jego głowie?
Ostatnią rzeczą, którą traci bokser, jest siła ciosu. Więc jeśli Mike jest w stanie dokopać się w sobie do woli zwycięstwa, kto wie... Cus D'Amato mówił, że wielu starych bokserów może wrócić do szczytowej formy na tę jedną, ostatnią walkę. Łapią drugi wiatr i po raz ostatni pałają żądzą zyskania chwały. Tak właśnie było w przypadku Foremana, gdy walczył z Moorerem. Archie Moore również to miał. Jednak jeśli Mike, tak jak mówi, jest zadowolony, że jego kariera już się skończyła, jeśli naprawdę tak czuje, powinien odejść. Ale on często zmienia swoje zdanie...
Rooney jest przekonany, że, gdyby Tyson zdecydował się na kontynuowanie kariery, nie powinien nawet rozważać propozycji (jak się okazało, zdementowanej przez Fenecha) wzięcia udziału w turnieju walk 4-rundowych.
- Co to za bzdura z tymi czterema rundami? Mike nie jest Butterbeanem. Co on ma, do diabła, robić? Walczyć z Butterbeanem co miesiąc? Nie mogę mówić za Mike'a, ale jeśli ma jakąś dumę, nie zrobi tego - zakończył Rooney.
"I try to catch him right on the tip of the nose, because I try to push the bone into the brain." (M.Tyson)