3 dni po walce „Żelaznego” z Tonnym Tubsem zmarł Jim Jacobbs, stary żyd, wieloletni menago Tysona. Chorował na leukemię. Jimmy był człowiekiem, który miał ogromny wpływ na Mike’a. Był jednym z jego najlepszych przyjaciół, co najważniejsze- był uczciwym przyjacielem. Jego śmierć była wielkim ciosem dla Mistrza Świata. Jak na Kinga przystało, od razu wykorzystał zaistniałą sytuację. Śmierć Jacobbsa była dla Dona „darem” z niebios. Kiedy cała ekipa Tysona czekała na samolot do Los Angeles (lecieli na pogrzeb Jimma), długa czarna limuzyna podjechała pod lotnisko. To był początek problemów. King zaprosił do luksusowego auta Tysona ignorując wszystkich dookoła. Wyraził „szczere” współczucie z powodu utraty bliskiej osoby po czym wziął się do roboty. Spytał Tysona jak dzieli się z Billem Caytonem (ówczesnym jego promotorem) zyskami z walk. Mike odparł, że Bill dostaje 30%. King oburzył się, po czym zaproponował bokserowi 5 walk po 5 mln zielonych. I tak zaczęła się współpraca Tysona z Kingiem. Naturalną koleją rzeczy było zwolnienie Caytona i Kevina Rooneya- wieloletniego trenera „Bestii”, co było największą głupotą popełnioną przez „Żelaznego” po związaniu się z Kingiem. Nikt nie znał tak dobrze Tysona od strony bokserskiej jak Kevin. Pracował z nim praktycznie od początku, znał jego mocne i słabe strony. Od tej pory pięściarz znalazł się w doborowym towarzystwie Snowella i Brighta. W walce z Douglasem odstawili istną parodie w narożniku. Nie zatroszczyli się nawet o lód, a dużą opuchliznę nad okiem Tysona próbowali niwelować czymś podobnym do kondoma napełnionego wodą…. Coś złego z Mike’em zaczęło się dziać już jakiś czas przed konfrontacją. Podczas sparingu z Gregiem Pagem ( świetny, bardzo twardy sparing-partner) Mike zaliczył naprawdę ciężkie deski. Pojedynek sparingowy przerwano.
Tutaj znajdziecie krótki film z momentem nokautu:
http://www.sendspace.com/file/68eopl
Pomimo tego, że Michael Gerard Tyson rozwiązał formalnie związek z Robin Givens kilka miesięcy przed walką z Jamesem to skutki tegoż małżeństwa zapewne odczuwał do momentu walki. Właściwie kończąc związek z Robin, zakończył również związek z jej matką -Ruth Rooper. Tak, tak- Robin i jej matka stanowiły jedną całość. Teoretyzując można by rzec: przecież po rozwodzie Mike stoczył aż trzy udane walki, więc z Douglasem powinien gładko wygrać. W praktyce wyglądało to tak, że chociaż Tyson pokazał się z bardzo dobrej strony w pojedynkach z Spinksem, Bruno, Williamem, to w czasie pobytu w Tokio wszystko co złe skumulowało się i wybuchło. To tak jakby wrzucić do ogniska dezodorant. Na początku jest wszystko dobrze, a po jakimś czasie opakowanie wybucha i robi się nieprzyjemnie. Po pierwsze zmiana trenera, po drugie, bądź co bądź słaba dyspozycja na treningach, po trzecie- Tysonowi w ogóle nie przypadła do gustu stolica Japonii (może wydawać się, że to nie istotny szczegół, lecz właśnie takie małe rzeczy składają się na całość). Po czwarte nie do końca sportowe prowadzenie się.
Robin Givens była naprawdę powabną „czekoladką”. Trudno było się jej oprzeć, szczególnie Tysonowi. Mike kiedyś powiedział w jednym z wywiadów, że nigdy się nie ożeni. Gdyby wytrwał w tym postanowieniu, pewnie teraz nie byłby kompletnym bankrutem. Tymczasem niespodziewanie dla wszystkich w lutym 1988 roku ożenił się z Robin. Givens i jej matka zastosowały bardzo prosty chwyt, wmawiając championowi ciążę. Tyson połknął haczyk i dał się wciągnąć w naprawdę niezły „gnój”. Związek z tą panią, a właściwie z dwiema paniami był prawdziwą drogą przez mękę dla młodego boksera. Częste szykany, pomówienia ze strony jego żony i jej matki były na porządku dziennym. Obie utrzymywały, że bokser znęca się nad nimi psychicznie i fizycznie. W jednym z wywiadów Robin stwierdziła: „ Mój mąż ma skłonności maniakalne. Boje się go. Wielokrotnie mnie pobił” Tymczasem, dwie pijawki skrzętnie czyściły konto bankowe Mike’a. Oprócz tego podstawiały Tysonowi leki psychotropowe, od których po pewnym czasie się uzależnił. Obie krzyczały, że Mike jest najgorszym człowiekiem na świecie i związek z nim to piekło. Rzeczywiście, dla Tysona to było prawdziwe piekło. Paradoksalnie, bokser nigdy w żadnym z wywiadów nie powiedział nic złego na swoją żonę. On ją naprawdę kochał i zawsze odnosił się do niej z szacunkiem. Sam spytany o największy błąd w życiu odpowiedział: „Nigdy nie powinienem się był zakochać”. W 372 dni, bo tyle trwało małżeństwo, Robin Givens i jej matka zarobiły (oficjalnie) 20 milionów dolców, bo tyle właśnie odszkodowania przyznał jej sąd. Mimo wszystko Robin nie osiągnęła tego czego zamierzała. A mierzyła bardzo wysoko, bo w 125(!) milionów zielonych. Idąc w myśl starej maksymy: lepszy wróbel w ręku niż gołąb na dachu. Tak właśnie zamknął się kolejny etap w życiu Mike’a, chyba najgorszy ze wszystkich. Napisałem na początku, że sam Tyson również nie jest bez winy i też ponosi odpowiedzialność za swoją porażkę. Oczywiście, zdania nie zmieniłem. Kiedyś ktoś powiedział: „pieniądze są dla mądrych”. Do Tysona to stwierdzenie pasuje jak ulał. W żadnym wypadku nie twierdzę, że „Żelazny” był głupi. Wydaje mi się, że nie mieściło mu się to wszystko w głowie. Nie potrafił pojąć jak taki człowiek jak on, dziecko ulicy, wychowanek Brooklynu, może mieć na koncie bankowym tak dużą sumę pieniędzy. W tym czasie główne założenia filozofii hedonistycznej stały się bardzo bliskie Tysonowi. W ciągu chwili stał się postacią ważną, każdy chciał uścisnąć rękę Mistrza Świata Wszechwag, każdy chciał zrobić sobie z nim zdjęcie i dostać autograf. A on sam mógł posiąść każdą kobietę na kuli ziemskiej. Z drugiej strony sam Tyson był człowiekiem pokrzywdzonym przez los. Wszystkie bliskie mu osoby odeszły, Cus D’Amato, znakomity trener, twórca potęgi Mike’a, człowiek, chyba najbliższy sercu Tysona. Jim Jacobbson – prawdziwy przyjaciel na dobre i na złe. Bardzo wcześnie zmarła również jego matka oraz siostra. Sam musiał stawiać czoła problemom, z którymi po prostu nie dawał sobie rady. Może to zabrzmi smutnie, ale tak naprawdę, jego jedynymi przyjaciółmi po stracie najbliższych były tylko gołębie, które hodował i kochał już jako nastolatek.