W PRIDE nie ma żadnych badań na doping. Japońców najwyraźniej to nie obchodzi...i szczerze mówiąc sam się zastanawiam czy mnie samego to obchodzi
A co jakby wykryli, że na przykład 80% zawodników się wspomaga? Co wtedy? Czy przestalibyście się interesować tymi zawodami? Czy przez to ten sport stałby się mniej atrakcyjny?
Jest wiele dyscyplin, w których procent dopingu oscyluje zapewne koło 80-90 - dla mnie to oczywiste, że ciężarowcy, kolarze, lekkoatleci w znakomitej większośći biorą. I moim zdaniem prawda jest taka, że ludziom/związkom które tym zarządzają tak naprawdę nie na rękę byłoby, gdyby kontole były rzetelne i gdyby usunąć doping z poszczególnych dyscyplin. Istnieją proste procedury, które bardzo utrudniłyby życie dopingującym się. Na przykład wciąż słyszy się, że ktoś coś wziął, ale to coś jest tak nowe, że nie było na liście specyfików zabronionych i choć to bardzo pomaga to jednak nie można nic zrobić. Jak takim sytuacjom zaradzić? To proste - nie robić listy zakazanych specyfików, ale listę dozwolonych. Bo wciąż powstają nowe, takie których na tej pierwszej liście nie ma, a są przecież oczywistym dopingiem. Walka z dopingiem nie jest oczywiście taka prosta, ale jest parę, takich właśnie jak ta wyżej wymieniona, procedur które mogłbyby sprawę ułatwić niezmiernie. Ale wpłyowym ludziom na tym zwyczajnie nie zależy, bo wtedy przestaną padać rekordy, poziom osłabnie, a więc...spadnie oglądalność i w efekcie mniej kasy z tego wszystkiego będzie. To oczywiste, choć większość pragnie się mamić "czystością w sporcie". Cóż, na ten temat już koniec, bo jest tu dział dopingu na takie dysputy.
Wracając do dopingu w MMA - w UFC przyłapali Barnetta i kogoś tam jeszcze. Mark Kerr to znany przypadek
Jestem absolutnie pewien, że Mark Coleman (bądź co bądź kumpel Kerra) i
Kevin Randleman są ostro nakoksowani, co zresztą widać. Ponadto Phil Baroni, Belfort (nie wiem jak teraz, ale kiedyś na 200%), Sapp i pewnie wielu innych. Wanderlei Silva przyznał kiedyś, że w przeszłości brał - czy wciąż bierze? Nie wiadomo. Myślę, że część zawodników się wspomaga i niekiedy to po prostu widać (Coleman, Randleman), a czasem nie (Barnett).
Dlatego ja sam mam mieszane uczucia. Z jednej strony to nieuczciwie w stosunku do tych, co nie biorą - z drugiej widowisko może na tym niekiedy zyskać, bo poziom jest wyższy. Hasło "czystości w sporcie" uważam, że można do kosza wyrzucić, bo to mrzonki. Tak samo, że "to niehonorowe" czy "niegodne prawdziwego sportowca" - to są fajne, miłe dla ucha, ale zupełnie pozbawione realnego sensu slogany. Powodem, dla którego może powinien ktoś się za to wziąć jest zwykła nieuczciwość w stosunku do pozostałych. Bo jeden haruje i z jakichś powodów nie bierze, a drugi pójdzie na łatwiznę i osiągnie ten sam efekt bez takiej pracy.
No i teraz powstaje kluczowe pytanie: czy ważniejsza jest uczciwość zawodników względem siebie czy wyższy (może nawet nienaturalny) poziom zawodów i lepszy show? Japończycy wybierają to drugie. I nie tylko oni. Ja nie mam wyrobionej opinii, waham się. I każdy powinien sobie sam odpowiedzieć na to pytanie, bo nie ma jednoznacznej odpowiedzi.